Długoterminowy test Hybrydy – Toyota RAV4: pierwsze wrażenia i obliczenia.

Tutaj link do częśći 1: DŁUGOTERMINOWY TEST HYBRYDY – TOYOTA RAV4: WPROWADZENIE.

****

Minął miesiąc i tak jak obiecałem, będzie kolejny wpis. W tym skupię się na trzech rzeczach:

  • Odpowiedź na pytanie dotyczące wyboru formy finansowania
  • Pierwsze wrażenia z użytkowania i jazdy
  • Pierwsze obliczenia i porównanie ich do założeń

Czemu najem, a nie leasing?

No to zaczynamy. Wpadło do mnie kilka pytań, skąd pomysł i decyzja na najem długoterminowy, bo przecież spłacam sporą część auta w ratach, a po tych czterech latach nic mi nie zostanie. Przyznam, że kiedyś (ale to dawno temu) też tak myślałem. Bo przecież można spłacić i potem już mieć swoje własne autko na stałe, a w razie czego sprzedać i odzyskać część zainwestowanego kapitału. Zgadza się. Ale to przy założeniu, że potem chce je zatrzymać i korzystać jeszcze przez parę lat, czy też przekazać komuś w rodzinie. Inaczej, to prawie, że żadna różnica. A z tą ewentualną sprzedażą, to już tym bardziej. Utwierdziło mnie to nie raz w momencie, kiedy przychodził moment sprzedaży posiadanego auta.

Różnica między leasingiem, a najmem długoterminowym jest taka, że właśnie w najmie spłacam tylko tę część wartości auta, która „zużywa się” w trakcie jego korzystania (utrata na wartości i inne parametry, które bierze się pod uwagę w momencie wyceniania używanego auta), a nie całą wartość pojazdu. Dodatkowo w najmie dochodzi oczywiście opłata za tę możliwość finansowania, bo przecież bank też musi na czymś zarobić, ale… w leasingu, czy kredycie przecież też mamy oprocentowanie tejże formy finansowania.

Także moja decyzja wzięła się z prostej kalkulacji oraz poczucia komfortu, że później nie muszę się martwić ze sprzedażą pojazdu, tylko po prostu zastanowić się co dalej: czy przedłużyć najem, wykupić, czy wziąć inne auto (w nowej, dowolnej formie finansowania). Od początku chciałem być użytkownikiem, a nie posiadaczem auta – a to ważne założenie, bo ułatwia podjęcie decyzji. Wspomniałem o kalkulacji. W przypadku leasingu (bo takie kalkulacje też robiłem) ten sam samochód kosztowałby mnie o jakieś 1400 zł więcej w skali miesiąca (procentowo ~70%, więc jak widać sporo) i to jeszcze przy wpłacie własnej oraz wykupie (1%).

Także biorąc auto w leasingu, koszt jaki musiałbym ponieść to jakieś ~165k zł, zaś w najmie to ~96k zł. Różnica na poziomie 69k zł. Przewidywana wartość rynkowa (wg producenta i instytucji finansującej) tego modelu z tym wyposażeniem po okresie spłaty to ~75-85k zł (cały czas i od samego początku operujemy w kwotach netto). Tak patrząc, gdybym nawet wybrał opcję finansowania w postaci leasingu i sprzedał samodzielnie samochód za max przewidywanej kwoty, tj. 85k zł, to mówimy o „stracie” na poziomie ~16k zł na przestrzeni 48 miesięcy, czyli 333 zł miesięcznie. Czyli optymistycznie, bo po pierwsze musiałbym samodzielnie szukać kupca za tę cenę, a po drugie ktoś musiałby podjąć decyzję, że chce kupić używane, czteroletnie auto klasy RAV4 za ponad 100k złotych brutto… Przy gorszym założeniu, czyli sprzedaży za te przewidywane ~75k zł, to różnica wynosząca 6k zł w rozbiciu na 48 miesięcy wynosi już 125 zł… czyli dwa średnie zestawy sushi w miesiącu. To ja wolę zamortyzować sobie tę różnicę na poziomie 125-333 zł miesięcznie i nie martwić się po 48 miesiącach sprzedażą auta.

To by było na tyle jeśli chodzi o proces decyzyjny w wyborze między najmem, a leasingiem. Nie traktujcie proszę tego, jako wybór między dobrym, a złym rozwiązaniem. Po prostu na nasze potrzeby, w tym konkretnym przypadku, najem wydaje się lepszy. Wybierając inny samochód dla przedstawiciela handlowego, wzięliśmy leasing, bo zależy nam, aby auto zostało na stanie po jego całkowitym spłaceniu. Dodatkowo RAVki nie jeżdżą tyle, co auto handlowca, a niestety, ale w najmie limit km ma ogromne znaczenie.

Pierwsze wrażenia z użytkowania i jazdy

Zacznę tak: bardzo dobre! I właściwie mógłbym skończyć. No ok, można się do kilku rzeczy poprzyczepiać, jak choćby dość głośny silnik, kiedy naprawdę depnie się w pedał gazu, ale umówmy się – nie kupowałem hybrydy po to, aby naciskać pedał gazu na maxa i jeździć jak sportowym autem. Wtedy na pewno nie brałbym ani hybrydy, ani SUVa. Od początku to auto miało być komfortowe, pakowne i oszczędne w użytkowaniu, a takie obecnie jest.

Widoczność super, system kamer 360 genialny, wszelkie wspomagania czy ostrzeżenia o kolizjach działają bez zarzutu (cały czas coś mnie zaskakuje), nagłośnienie odpowiednie, fotele bardzo wygodne, pakowność doskonała. Poszczególne elementy, będę opisywał w kolejnych postach, z czasem, jak będę je lepiej poznawał – teraz na razie skupiłem się na pierwszym wrażeniu. Ciekawe czy takie pozostanie, czy jednak coś wpłynie na jego pogorszenie.

Autko było jak na razie dwa razy w trasie i zrobiło trochę km po mieście. Zapakowane po brzegi zarówno jeśli chodzi o pasażerów, jak i towar, i w tym stanie sprawowało się bardzo dobrze. Od razu też zaznaczę, że pomimo dużych rozmiarów, po mieście jeździ się nim naprawdę super.

Pierwsze obliczenia i porównanie ich do założeń

I mój ulubiony punkt. A dokładniej przyczyna prowadzenia tych blogowych wpisów – obliczenia spalania i porównanie ich z pierwszymi założeniami. Przez miesiąc autko przejechało ponad 1700km, więc całkiem nieźle wyszło jeśli chodzi o średnią limitu km, który rocznie wynosi 20 000 (miesięcznie będzie to 1666km). W tym dystansie była trasy Warszawa-Poznań-Warszawa (~650km), gdzie ustalaliśmy szczegóły odnośnie najbliższej konferencji The BSS Forum i 7 Gali Outsourcing Stars oraz Warszawa-Kraków-Warszawa (~600km) kiedy jechaliśmy na konferencję The BSS Tour Kraków, cztery podwarszawskie kursy na odległość ~80km w jedną stronę (łącznie ~300km), a reszta to już jazda po mieście (~200km).

I teraz uwaga, bo to mnie zaskoczyło. Auto ma średnią spalania z tego całego dystansu 6,5l! Pewnie będą głosy w stylu „no tak, przecież głównie w trasie, to co się dziwić?”. Ano się dziwić. Bo średnia z trasy Warszawa-Poznań-Warszawa, to 7,5 litra (komputer wskazał 7,2 litra, ale tankowanie do pełna zweryfikowało, że jednak 7,5). Średnia z miasta faktyczna (na podstawie tankowania, a nie komputera) to już 6,3l! Także auto zdecydowanie pali mniej w mieście niż na trasie i tak też od początku definiowana jest hybryda. Jak ktoś potrzebuje auto w trasę, to jej zakup jest, hmmm… nieuzasadniony, ale na kursy miejskie i podmiejskie, już jak najbardziej.

Oczywiście hybrydą trzeba umieć jeździć. Ja dopiero się uczę i weryfikuję, kiedy i w jakich warunkach pali optymalnie. Oczywiście najlepiej jest w trybie emeryta, ale szanuję innych użytkowników drogi i nie będę ich blokował tylko dlatego, że chcę zejść ze spalaniem jak najniżej. Poza tym, będąc fair, musiałbym podobnie jeździć nie-hybrydą, i wtedy pewnie też miałbym bardzo dobre wyniki. Tak więc jeżdżę w miarę normalnie, a jedyne czego się uczę to odzysku mocy (zwalnianie, hamowanie, zjazd z górki) i wykorzystywanie do maksimum możliwości hybrydy w ruchu miejskim (korki, podjazdy, parkowanie). Doszło do tego, że niektóre dystanse na poziomie 1,5km, szczególnie w godzinach szczytu, udaje się zrobić całkowicie na prądzie bez uruchomienia silnika spalinowego.

Tak więc ruch miejski to typowe środowisko dla hybrydy. Nie trzeba się za bardzo starać, ani kombinować, aby wykorzystać jej walory i mieć spalanie na poziomie 6,5l. W trasach pozamiejskich (ale nie autostrady, tylko klasyczne krajówki) to najlepszy przedział stanowi prędkość 90-110km/h. To jest optymalne wykorzystanie walorów tego autka w trasie. Jedzie na benzynie i jednocześnie ładuje akumulatory. W momencie, kiedy może użyć prądu, to odciąża silnik spalinowy i używa równocześnie elektryków, przez co chwilowe spalanie pokazuje mi na poziomie 5 litrów. Są też takie momenty, że potrafi wyłączyć mi całkowicie silnik spalinowy i jechać tylko na prądzie nawet przy prędkości 80km/h. Co prawda, to są chwilowe momenty, ale są. A, i najważniejsze – te parametry uzyskuje na inteligentnym tempomacie, który tutaj działa wręcz genialnie. Nie zaś na operowaniu nogą na gazie i hamulcu.

Na autostradach i trasach szybkiego ruchu, tak jak wcześniej wspomniałem, cudów nie ma. Prędkość 130-140km/h na tempomacie, to spalanie na poziomie 7,5l. Powyżej włącza się już efekt zasilenia tych 220KM mocy oraz 2 ton masy i spalanie wzrasta (chwilowe pokazuje w granicach 9l).

Także średnia z dystansu z 1700km to 6,5l. Oznacza to, ze autko do chwili obecnej spaliło ~110 litrów, co przy obecnej uśrednionej cenie paliwa (4,9 zł) daje ~541 zł. Zakładałem, że będzie palił 8l, czyli powinien mi na tym dystansie pochłonąć odpowiednio ~136 litrów i ~666 zł (diabelski wynik). Różnica na poziomie -125 zł (~23%) od założeń robi wrażenie (i to na tak krótkim dystansie). Nie chcę już tego nawet zestawiać z autami, które brałem pod uwagę przed zakupem, których realne spalanie w podobnych warunkach wynosi w granicach 10-11 litrów…

Poziom obsługa klienta przez Toyotę niezmiennie beznadziejny

Aby nie było tak kolorowo, to oczywiście muszę standardowo ponarzekać na obsługę Toyoty. Tak jak samo auto jest super, to cała reszta u tej marki potrzebuje szkoleń z obsługi klienta i w innych obszarach optymalizacyjnych procesy od zamówienia do dostawy pojazdu, a następnie posprzedażowe.

Wyobraźcie sobie, że auto dostarczono nam bez nawigacji. W specyfikacji była, w zamówieniu była, opłacona była (jest w ratach) ale w dostarczonym produkcie (dwóch!!!) już nie było. A pamiętacie, że mieli opóźnienie w dostarczeniu aut ponad dwa miesiące? Widać dalej za mało czasu. Jak tylko zobaczyliśmy ten brak, to od razu zgłosiliśmy problem. I co? I nic! A jakże by inaczej? Miesiąc od odbioru minął, a z nami przez ponad trzy tygodnie nikt się nie skontaktował w celu uzupełnienia braków i wgrania softu do systemu.

Pojawiły się gdzieś głosy w rozmowie z firmą finansującą zakup (bo to ona jest przecież stroną w dostarczeniu pojazdów), że próbowano się z nami skontaktować. Tylko że my nie za bardzo wiemy z kim… Poza tym, skoro próbowano, to czemu nie można było ponowić próby w momencie, kiedy tłumaczono to firmie finansującej? Wystarczyło odłożyć telefon i od razu do nas zadzwonić. Czyli chyba jednak nie próbowano. Tak więc mijają kolejne tygodnie, a kontaktu ze strony salonu Toyoty na warszawskiej Woli brak…

Ciekaw jestem, co wydarzy się z w tym miesiącu, bo jak tak dalej pójdzie, to ten mój cykl opisujący auto, będzie miał stały element w postaci fackupów ze strony obsługi klienta Toyoty.

***

Tutaj link do częśći 1: DŁUGOTERMINOWY TEST HYBRYDY – TOYOTA RAV4: WPROWADZENIE.

****