Kupmy sobie tytuł! I nagrody!

Wstrzymywałem się z tym postem kilka miesięcy. Właściwie chciałem już coś o tym „zjawisku” napisać wiele lat temu, kiedy jeszcze głównie siedziałem w branży reklamowej, ale jakoś tak wyszło, że na chceniu pozostało.

Jednakże od czasu kiedy nieco zmieniłem środowisko i zacząłem pracować nad tym, aby branża outsourcingu była dobrze postrzegana, temat wrócił jak bumerang. Sytuację dodatkowo wzmocnił fakt, że zagrywki, o których chcę napisać, stosuje ktoś z konkurencyjnego otoczenia, co wyjątkowo wpłynęło na moją irytację.

To, że od dawien dawna firmy płacą za to, że mogą wziąć udział w konkursach czy plebiscytach to wiadomo. To, że płacą za możliwość korzystania z jakichś tytułów czy logotypów również. W końcu z czegoś organizatorzy muszą się utrzymać. Prace operacyjne, administracyjne, marketingowe kosztują. Taki biznes. Taki model biznesowy. Normalna sprawa.

Nagrodami i osiągnięciami chwalić się trzeba. A gdzie najlepiej było (jest) to zauważalne? Oczywiście w branży reklamowej. Wiadomo! Szczególnie w obecnych czasach. Fajnie pokazać kto jest bardziej kreatywny, kto zrobił lepszą kampanię, kto stworzył fajne hasło, kto tam wymyślił coś jeszcze itd. Itp. Procedura w takich konkursach zazwyczaj podobna, czyli ogłoszenie konkursu, zgłoszenie się danej firmy, zapłacenie za możliwość wzięcia udziału (czy to za firmę, czy za zgłoszenie, czy za kategorię, czy za coś tam jeszcze), wysłanie swoich prac i czekanie na wyniki. Następnie zbierało się jakieś jury czy kapituła konkursu i ogłaszała zwycięzców podczas gali lub konferencji (zazwyczaj laureaci wcześniej wiedzą o otrzymanych wyróżnieniach czy nagrodach, aby była pewność, że zjawią się na ww. imprezie). Wszystko w miarę sprawiedliwie, bo (pomijając wyjątki występujące zawsze i wszędzie – czyli kolesiostwo) decydowała jednak jakość i nagrodę otrzymywał zazwyczaj lepszy, czyli ten, którego pracę przegłosowało jury.

Oczywiście w takich konkursach „duży może więcej”, więc im większa agencja, tym większe prawdopodobieństwo zdobycia nagrody, bo po prostu stać ją na zapłacenie większych kwot w celu wzięcia udziału w konkursie i zgłoszenia np. więcej niż jednego projektu lub wzięcia udziału w większej liczbie kategorii. I OK. Wszystko przynajmniej jasne i każdy, kto startował, wiedział na co się pisze. Branża doskonale wiedziała (i wie nadal) jak to działa, więc te nagrody są bardziej do pokazywania i chwalenia się przed klientami, niż do określenia poziomu danej firmy w hierarchii rynku, na którym działa.

Czym innym są bezpłatne konkursy, rankingi czy plebiscyty, gdzie zgłosić może się każdy i każdy ma takie same szanse (firma, freelancer, szary obywatel – amator), oczywiście spełniając przy tym wcześniej określone kryteria. Nagrody w takich wydarzeniach to zupełnie coś innego, bo nagle w jednym szeregu startują wszyscy z taką samą pozycją i tutaj kasa nie ma znaczenia. Tutaj znacznie ma faktycznie jakość, pomysł, kreatywność i wszystko inne co decyduje o tym, że ktoś jest lepszy i nie zablokowała go w tym bariera w postaci „wpisowego”.

DLACZEGO O TYM PISZĘ?

Otóż dlatego, że poza tymi płatnymi konkursami, gdzie pieniądz decyduje o możliwości uczestnictwa w danym wydarzeniu (i to jak pisałem jest ok, bo trzeba pokryć pracę i czas organizatora), pojawia się coraz więcej pseudo konkursów, rankingów czy plebiscytów, gdzie pieniądz decyduje o tym, że się daną nagrodę czy tytuł otrzyma. Tam nie ma jury ani kapituły. A nawet jak są, to tylko w celach PR’owych i nie mają żadnego wpływu na przyznanie nagrody, która przecież została już opłacona. Dochodzi do absurdalnych sytuacji, że kategorie, w których przyznawane są nagrody wymyślane są pod klientów, którzy zapłacili i zażyczyli sobie konkretną nazwę kategorii, którą chcieliby się pochwalić na rynku… zabawne i zarazem żenujące.

No to już nie konkurs! To po prostu opcja „kup sobie nagrodę”. Śmieszne z punkty biznesowego, tragiczne z punktu marketingowego, bo jak rynek się o tym dowie (a prędzej czy później to nastąpi), to wartość takiej nagrody jest równa zeru. Ba – zaczyna działać w drugą stronę i lepiej by było już się nią nie chwalić. To tak jakby jakiś sportowiec chwalił się wszędzie, że ma złoty medal, po czym okazuje się, że kupił go gdzieś na bazarze, a nie zdobył w zawodach. No renoma niesłychana.

Ale co zrobić – ego ludzi nie zna granic. Mając pieniądze zawsze łatwiej jest coś kupić, niż na to zapracować i zasłużyć. Firmy i ludzie od zawsze chcą się chwalić i wykazywać, że są lepsi od innych, więc jak przychodzi możliwość łatwego „zdobycia” nagrody czy tytułu, to czemu by z tego nie skorzystać. Wszystko byłoby fajnie i bym o tym nie pisał, gdyby nie jedno. Gdyby nie psuło to rynku i nie wpływało na postrzeganie całej branży. A tak ma to miejsce właśnie w outsourcingu.

Jest taki jeden program/konkursu (właściwie nie wiem jak to nazwać) na rynku, który w branży outsourcingowej zaświadcza o „rzetelności” jakiejś firmy. Rzecz w tym, że aby dostać takie „wyróżnienie” i móc posługiwać się tym tytułem wystarczy… wykupić reklamę czy artykuł w pewnym piśmie. Opcjonalnie można jeszcze zostać partnerem wydania. To wszystko. Tak więc płaci się za reklamę i od razu dostaje się tytuł świadczący o „rzetelności” danego podmiotu. Czyż nie chore? Mogę mieć firmę, która wykorzystuje pracowników, robi porządne wałki finansowe, nie płaci w terminach, oszukuje kontrahentów, a wystarczy, że zapłacę za reklamę w piśmie i pyk! Jestem rzetelny.

Takie zachowanie i takie przyznawanie tytułów i nagród bardzo niszczy wizerunek branży, która i tak w Polsce nie jest jeszcze dobrze postrzegana z uwagi na niesłuszne skojarzenia z zaniżaniem kosztów, i zwolnieniami pracowników. Jakiś klient czy pracownik, sugerując się uzyskanym przez firmę tytułem, certyfikatem czy nagrodą ma na jej temat pewne wyobrażenia (i prawidłowo) i przez to podejmuje odpowiednią decyzję. Po czym może okazać się, że został wprowadzony w błąd i… drogą pantoflową przekazuje innym, jaka ta branża jest zła, skoro działają na niej takie podmioty i dodatkowo są nagradzane.

Tak tak. Niestety ludzie mają taką tendencję, że przy złych emocjach uogólniają i jeśli ktoś zawiedzie się na jednym np. Call Center, to później będzie rozpowiadał, że to ogólnie zła branża, że outsourcing takich usług to pomyłka itd. Itp., przez co zaczyna na tym tracić cały rynek, a nie jeden podmiot.

I jeszcze na koniec cytat ze strony, która nadaje wspomniany przeze mnie tytuł:

„Nazwa nadawanego tytułu” to program w którym redakcja „tutaj nazwa pisma” wskazuje najbardziej wartościowe podmioty działające w sektorze profesjonalnych usług biznesowych. Dzięki dogłębnemu poznaniu ich filozofii świadczenia usług jesteśmy w stanie rekomendować te firmy, które oferują swoim klientom nowoczesną i sprawdzoną formułę współpracy. To z pewnością najlepsi gracze, którzy w swoim obszarze są prawdziwymi ekspertami.”

I O CZYM TU MÓWIMY?

Dostajesz tytuł jak tylko wykupisz reklamę, bez żadnego audytu, bez żadnego sprawdzenia, a tu nagle takie słowa, że „Dzięki dogłębnemu poznaniu ich filozofii świadczenia usług”… Powinno być chyba „dzięki dogłębnemu poznaniu możliwości ich portfela”.

Szkoda, że ludzie tak bardzo potrzebują wyróżnień i nagród, które „utwierdzą” (właściwie nie wiem kogo, bo przecież nie rynek) w tym, że robią coś dobrze, że muszą to kupić, a nie na to zapracować.

Ja jednak dalej będę zwolennikiem, że to praca i jej efekty powinny bronić się same, bez konieczności podpierania się sztucznymi, komercyjnymi wytworami jakimi są właśnie takie pseudo konkursy i wyróżnienia.

Wiem, w tym wpisie wyszła arogancja, ale w wyższym celu, tj. ochronie interesów branży, którą reprezentuję. Starałem się merytorycznie wskazać i opisać problem, choć emocji nie dało się całkowicie wyłączyć.