Outsourcing – czy jesteśmy na niego gotowi?

Jakiś czas temu, jeden z moich znajomych na Facebooku opublikował dość zaskakujący post, w którym powołując się na Vicka Strizheus stwierdził, że nigdy (z bardzo dużym naciskiem na nigdy) nie należy outsourcować swojego marketingu. Uzasadnienie takiej tezy również było, ale niestety jedynie czymś w stylu: naucz się sam, to będziesz niezależny, zrobisz to lepiej i żadna agencja nie wciśnie Ci kitu.

Przez moment zastanawiałem się co autor miał na myśli, bo to dość odważne stwierdzenie – nie dość, że „nigdy”, to jeszcze akurat marketing, który jest siłą napędową sprzedaży. Postanowiłem podjąć wyzwanie i wypowiedzieć się w tym temacie, kwestionując nieco racjonalność i przede wszystkim stanowczą negację wspomnianej tezy. I dobrze się stało...

…to był moment, w którym po kilku latach prowadzenia agencji reklamowej oraz wydawania jedynych w Polsce mediów poświęconych tematyce outsourcingowej utwierdziłem się ponownie w przekonaniu jak mało jako naród rozumiemy ten instrument zarządzania, jak bardzo spłycamy jego znaczenie, występowanie i przede wszystkim możliwości oraz korzyści jakie może przynieść. Dyskusja rozwinęła się dość ciekawie – część osób zrozumiała (lub starała się zrozumieć) moje uzasadnienia, część zupełnie odwrotnie, przywołując standardowe argumenty, że „nikt nie zrozumie i nie zrobi czegoś lepiej niż ja sam” itd. itp.

Kilkanaście wypowiedzi we wspomnianym wątku wystarczyło mi, aby zrozumieć przyczynę takiego kierunku myślenia i uświadomiło, jak wiele jest jeszcze do zrobienia – zarówno na poziomie edukacji na uczelniach, jak również samych przedsiębiorców. Odważnie rzecz ujmując, mentalność Polaków, a przez to i polskiego stylu zarządzania jest taka, żeby wszystko zrobić samemu, bo to jedyne słuszne i najlepsze rozwiązanie. Nikt przecież nie zrobi czegoś lepiej od nas samych, a przy okazji zaoszczędzi się na kosztach. Tutaj jednak wkrada się błąd logiczny – skoro tak by było, to czemu sami nie naprawiamy aut, nie robimy remontów, czy też nie wypiekamy pieczywa? Tak wiem – to nie outsourcing, ale odpowiedź będzie taka sama: bo gdybyśmy sami mieli to wszystko robić, to nie starczyłoby czasu na rzeczy w których jesteśmy najlepsi i które faktycznie chcemy robić. Poza tym nie da rady być dobrym we wszystkim, więc i jakość tychże czynności pozostawiałaby wiele do życzenia.

Pamiętajmy, że outsourcing to nowoczesne narzędzie i żeby je dobrze zrozumieć, na samym początku należy uświadomić sobie jedną kluczową rzecz: outsourcing to nie jest pojedyncze zlecenie danej usługi drugiemu podmiotowi – taka czynność to po prostu zlecenie, nic więcej. Tej właśnie wiedzy nie posiadali uczestnicy wspominanej przeze mnie dyskusji, stąd też nadawałem dla nich na zupełnie innych falach i moje argumenty nie były przez nich zrozumiane. Wyjaśniło się to na końcu, kiedy moi oponenci zaczęli przytaczać w dyskusjach, że jak sami zrobili stronę internetową to wyszło ich to znacznie taniej niż przy zleceniu zewnętrznej firmie, czy też że startupy nie mają finansowych możliwości aby zlecić coś na zewnątrz. No właśnie… zlecić coś na zewnątrz. Wszystko się wyjaśniło. Zlecić to jedno, a „wydzielić” daną funkcję z przedsiębiorstwa to drugie…

Na tym zdaniu zakończę mój pierwszy wpis w kwestii otwartości polskiego biznesu na outsourcing i zrozumieniu przezeń czym ta metoda zarządzania tak naprawdę jest. Temat ten jest tak szeroki, że na pewno będę go jeszcze nie raz przytaczał w późniejszych wypowiedziach.