Słów kilka o start-up'ach

Wpadł mi dzisiaj do rąk artykuł o Elizabeth Holmes, szefowej firmy Theranos (tutaj link), który potwierdził moje przekonania odnośnie rynku startup'ów i jego, w pewnym sensie, zepsucia.

Nie wiem, czy otrzymam poparcie czy zaprzeczenie w moich wnioskach, ale doszliśmy do etapu, kiedy słowo "start-up", zmieniło ramy swojego znaczenia, straciło na wartości, stało się wydmuszką i w pewnym sensie wytrychem do pozyskiwania funduszy jedynie za pomysł, nie zaś za faktyczną jego wartość. Przytoczony news jest tylko jednym z przykładów, ale za to na jaką skalę.

Mam tutaj na myśli kwestie ślepej inwestycji w start-up'y bez jakiegoś większego zainteresowania, która wydaje się być teraz wyjątkowo popularna. Podjęcie decyzji jedynie na podstawie "wiarygodności" osoby, która go przedstawia, a tak naprawdę PR'u, który wokół siebie stworzyła, nie bazując na niczym innym. Kolejny proces decyzyjny inwestora jest już prosty: ot, mam pieniądze, start-up'y są modne, więc zainwestuję.

Jest to niestety miecz obusieczny, bo "rozpieszcza" i zakrzywia pogląd przyszłych przedsiębiorców do prostego myślenia: pomysł = pieniądze od inwestorów. Spotkałem się już nieraz z argumentacją osób, że mają pomysł na biznes i ruszą z nim jak dostaną dofinansowanie, przez co nie będą musieli martwić się o przychody (w znaczeniu swojego wynagrodzenia), bo zapewni im je inwestor. Gdzie tu logika?

Pomijają cały proces weryfikacji modelu biznesowego, jego skalowania, faktycznego kosztu jego realizacji (zarówno całościowej, jak i na poszczególnych etapach) itp. i sprowadzają start-up do prostego rozumowania: "daj daj, a jak dostanę, to dopiero zrobię. Najlepiej kilka milionów, bo tak mi się wydaje, że tyle będzie potrzebne. A jak nie wyjdzie, to trudno - ryzyko inwestora, bo to przecież start-up, a projekt innowacyjny, więc nigdy nic nie wiadomo...".

Dużo lepiej do zdjęcia tytułowego tego postu pasowałoby raczej poniższe zdjęcie...

Tego typu myślenie powstaje właśnie wskutek tych pojedynczych sukcesów start-up'ów, którym się udało, a wszystko niestety przez media i sposób ich komunikacji w tym zakresie. Dlaczego? Bo znacznie więcej w nich informacji typu "Fundusz XXX zainwestował w start-up YYY 2 mln USD na dalszy rozwój", czy "Start-up YYY sprzedał część swoich udziałów za 5 mln PLN", niż wyjaśnienia dlaczego tak się stało, co za tym idzie, ile czasu i pracy wymagało dojście do tego etapu etc.

Start-up'owcy uczą się myślenia, że pieniądz sam przyjdzie (i to duży), a skoro nie jest mój, to nic się nie stanie, jak pomysł nie wypali. W dużym skrócie - start-up staje się celem samym w sobie do "zarobienia" pieniędzy, nie zaś to, co ma on stworzyć, czyli co faktycznie ma generować wartość i idące za tym przychody.

Jeszcze jedno zdjęcie z pieniędzmi, bo ich nigdy za wiele w tym temacie.

Wspomniałem wcześniej o dobrym PR wokół osób, chcących pozyskać kapitał. Zobaczcie sami - renomowane media prześcigają się w artykułach na temat kolejnych sukcesów na rynku start-up'ów, entuzjastycznie powielają wszelkie treści, które wydają się być atrakcyjne w oczach czytelnia, hasło "innowacja" czy "pozyskanie inwestora na kilka mln" otwiera drogę na okładki i nagle... po pewnym czasie przykra weryfikacja rzeczywistości. Ktoś kogo wychwala się pod niebiosa i nadaje się mu gloryfikujące tytuły, albo pomysł, który określa się mianem niespotykanej innowacyjności okazuje się niewypałem. Dlaczego? Bo te wszystkie działania realizowane są jedynie na podstawie prezentacji przedstawionej na opłaconej konferencji, w powerpoint, excelu czy na papierze, nie zaś na bazie faktycznie zrealizowanych prac i doświadczeń danej osoby.

Oczywiście powyższe nie dotyczy weteranów wdrażających kolejne pomysły w życie - tutaj bagaż doświadczeń i zrealizowane z sukcesem projekty doskonale bronią wszelkich możliwych wizji, na które chce pozyskać się dodatkowe fundusze.

Ktoś mógłby napisać - no tak, ale przecież mediom zależy właśnie na zasięgu, więc jak coś jest na topie to trzeba o tym pisać. Racja! Z tymże sprawdza się to raczej w przypadku brukowców i mediów ogólnoinformacyjnych. Bo jak tu nabrać szacunek do jakiegoś renomowanego branżowego pisma, które "jako pierwsze" "odkrywa" (tak wiem, dużo cudzysłowów) nową gwiazdę i twierdzi, że będzie to sukces na skalę światową, po czym okazuje się, że jego przewidywania okazały się nieprawdziwe. Dobrze to świadczy o jego rzetelności i znajomości rynku oraz wpływa na autorytet, czy raczej niekoniecznie?

Odpowiedź na to pytanie pozostawię już Tobie, Drogi Czytelniku i Czytelniczko.