Co robimy w nie-pracy?

W lipcu tego roku w gdyńskiej Olivii Business Centre zostanie otwarty pierwszy w Polsce ogród zimowy w kompleksie biurowym. Jego otwarcie będzie, moim zdaniem, kamieniem milowym w podejściu do projektowania przestrzeni pracy w Polsce. O planach dewelopera pisałam już wcześniej w kontekście dobrostanowej certyfikacji we wpisie Albo Well albo 4 palmy, dziś natomiast ten wyjątkowy koncept przytaczam w odniesieniu do, również związanego z dobrostanem, pojęcia nie-pracy.

Czym jest nie-praca?

Definicję nie-pracy, właśnie na potrzeby oliwskiej palmiarni, stworzył zespół Shopa prowadzony przez Radka Ratajczaka. Shopa buduje strategie biznesowe dla produktów i efektywne modele zarządzania innowacją wykorzystując metodologię design thinking. W budowaniu wizji wykorzystania tej nowej i wyjątkowej przestrzeni w Olivia Business Centre kluczowym okazało się określenie “nie-pracy”, które obejmuje wszystkie inne, niż zajęcia służbowe, rodzaje aktywności prowadzonej przez Użytkowników w godzinach pracy. To prosta i pojemna definicja, której potrzebujemy do pełniejszego zrozumienia istoty dzisiejszej pracy "białych kołnierzyków". Bo nie ma dziś pracy bez nie-pracy.

Wyniki prowadzonych przeze mnie w ramach strategii środowiskowych badań pokazują, że nie-praca zajmuje nam od 10 nawet do 20% czasu każdego dnia. Wydaje się że dużo, ale sama “przerwa na luncz” czyli przerwa obiadowa zajmuje zwykle około 30 min, co przelicza się na 6% dniówki. Trochę też zabierają działania "techniczne" jak wypady do toalety (niezwykle rzadko mierzone pracownikom biurowym, natomiast praktycznie zawsze liczone w logistyce i produkcji), czy przemieszczanie się po biurowym kampusie, ale znakomita jego większość jest poświęcona na dwie główne aktywności: nieformalne spotkania i chillout czyli wypoczynek (od pracy).

Dawniej bumelanctwo, leserka i próżniactwo

Ten czas spędzany przez Użytkowników na nie-pracę jest solą w oku wielu menadżerów i dawniej traktowany był jako zjawisko negatywne, z którym na różne sposoby walczono. Pamiętam opowieści znajomej Pani Dyrektor, która dyrektorowała jeszcze w poprzedniej epoce (czyli mniej więcej przełomie wieków) i później opowiadała o swoich pracownicach jak "wchodziła do ich pokoju [pracy] a one nic tylko siedziały i kawkę sobie popijały!". Realizowanie innych niż służbowe zadań w godzinach pracy tępiono jako nieproduktywne i napiętnowano obelgami rodem z kronik filmowych. Niestety, podobne myślenie, u którego leży pomieszanie wydajności z efektywnością, nadal cechuje wielu menadżerów średniego szczebla, którzy podczas prowadzonych przeze mnie wywiadów środowiskowych chętnie zwierzają mi się ze swej niewdzięcznej, w swoim własnym postrzeganiu, roli poganiaczy ślimaków.

W Organizacjach nastawionych na kreatywność myślenie w kategoriach produktywności odchodzi do lamusa. W czasach gdy boty (wielokrotnie produktywniej) realizują za nas zdygitalizowaną orkę na informacyjnym ugorze, myślenie o pracy powinno skupić się na budowaniu środowiska sprzyjającego kreatywności. I nie ma wątpliwości, że niezbędnymi jego składnikami są pozostawienie mentalnej, ale też stworzenie fizycznej, przestrzeni wspierającej nie-pracę. Tylko że nie ma jednej nie-pracy, dlatego jedno miejsce w biurze na “chillout” nie wystarczy.

Chillout głośny i cichy

Niedawno prowadziłam projekt u Klienta, który (głównie ze względu na brak miejsca) w jednej dużej kafeterii stara się połączyć wszystkie “nie-pracowe" funkcje biura. To pomieszanie głośnych i wysokoenergetycznych aktywności z miejscami do cichego wypoczynku poskutkowało potężną funkcjonalną kolizją, bo głośni, grający w piłkarzyki i PlayStation Użytkownicy przeszkadzają wszystkim pozostałym nie-pracującym.

Jedni wolą nie-pracować w ciszy i medytacji, podczas gdy inni wykorzystują ten czas na dobodźcowanie się. To, w jaki sposób Użytkownicy chcą i potrzebują regenerować się w nie-pracy jest wypadkową ich temperamentu oraz wykonywanych zadań. Szczególnie praca twórcza wykonywana w bardzo dużym skupieniu wywołuje potrzebę wyrazistego odreagowania, zarówno głośnego jak i cichego. Dlatego Organizacje, które starają się zapewnić swoim pracownikom warunki do pracy kreatywnej, powinny bardzo zadbać o stworzenie obydwu rodzajów przestrzeni wypoczynku.

Dostrzegam, że z czasem przychodzi mi coraz łatwiej przekonywać moich Klientów do tworzenia w swoich biurach typologii nie-pracy. Kilka lat temu, gdy próbowałam forsować miejsc wypoczynku najczęściej słyszałam że "my już mamy pokój dla matek karmiących". Dziś decydenci w projektach sami dopytują się o możliwości stworzenia Pokoi Drzemki (ang. Nap Room) lub możliwości wstawienia kabin do spania. Instalujemy fotele masujące i corbusierowskie leżanki CL4. Powstają biblioteki i pokoje medytacji. To na cichym i stale wyciszającym się krańcu spektrum biurowego wypoczynku. Z drugiej strony w biurach instaluje się coraz więcej głośnych gadżetów, wśród których przodują piłkarzyki i pingpong oraz bilard, wsparty przez PlayStation, kino domowe i karaoke. Również pokoje do ćwiczeń wyposażone w różnego rodzaju osprzętowanie fitness.To wszystko oczywiście do wykorzystywania w normalnych godzinach pracy, od 9 do 17.

Hobby w nie-pracy

Rosnącym trendem, wpisującym się w myślenie dobrostanowe, jest tworzenie fizycznego miejsca do rozwijania hobby. I nie chodzi tu o kąciki do gier planszowych. Z wielką przyjemnością tworzę wraz z moimi Klientami dla ich pracowników różnego rodzaju hobbystyczne laboratoria oraz przestrzenie innowacyjne, przeznaczone do realizacji również i poza-zawodowych projektów. Zarówno po godzinach, jak i w nie-pracy. Takie miejsca powstają w wyniku pogłębionej refleksji nad rzeczywistymi potrzebami Użytkowników, których kreatywności nie da się przecież zamknąć w ramkach zadań służbowych.

*zdjęcie pochodzi z Unsplash