Faux commuting

1 543

Jedną z najlepszych stron przymusowej pracy z domu jest zaoszczędzony czas. Na tę korzyść, jako największą wynikającą z pracy w domu wskazuje aż 83% uczestników badania „Przyszłość pracy w sektorze finansowym”, opracowanego przez zespoły z UW i PARP. I choć badanie dotyczy wąskiej, bo ograniczonej do pracowników instytucji finansowych, grupy specjalistów, to jednak podobny wynik przebija mniej lub bardziej wprost w wielu innych podobnych badaniach.

Pracujący z domu oszczędzają zarówno czas pracy efektywniej wykonując zawodowe zadania, jak i czas związany z zajęciami bezpośrednio powiązanymi z pracą, np. dojazdami do biura. Oszczędności są niebagatelne, bo jak wynika z badania Polskiego Instytutu Środowiska Pracy przeprowadzonego jeszcze przed pandemią codzienne podróże łącznie do i z biura zajmowały nam pomiędzy pół a półtorej godziny dziennie, co potwierdziło aż 55% respondentów ankiety (kolejne 13% dojeżdżało dłużej niż półtorej godziny, z czego aż 6% deklarowało dojazdy powyżej dwóch godzin).

Praca z domu daje więc realne oszczędności czasowe i to w obszarze, który nie był wliczany do ogólnego czasu pracy, a więc przestrzeni prywatnej. To oczywiście bardzo dobra wiadomość i korzystna zmiana, jednak nadal nie daje odpowiedzi na najważniejsze pytanie dotyczące sposobu wykorzystania tego bardzo poważnego zasobu. Jak wykorzystują nowopozyskany czas wolny pracownicy na zdalnym? Choć brakuje w tym obszarze przekrojowych badań, to jednak można pokusić się o wskazanie kilku najbardziej popularnych strategii zagosodarowania nowego czasu wolnego.

Dodatkowa godzina każdego dnia

Oczywiście indywidualne strategie wykorzystania dodatkowego czasu zaoszczędzonego na dojazdach mogą i są być bardzo różne. Od dłuższego wypoczynku i snu (tak z czasu wolnego od podróży masowo korzystają również nastolatki na e-learningu) do aktywności twórczej (ostatnio zawiązuje się sporo grup kreatywnych, które na przykład motywują się do porannego pisania blogów lub książek). Przyznam się, że pracując zdalnie jeszcze przed pandemią jak i w pierwszych jej tygodniach sama ciążyłam ku mocno wypoczynkowemu wykorzystaniu tego czasu i w znakomitej większości przeznaczałam go na „powolny start” do codziennych obowiązków służbowych.

Moje podejscie do uwolnionej porannej godziny zmieniło się już minionej wiosny, gdy z przerażeniem zorientowałam się, że przymusowy Home Office wbija mnie w bezruch, przed którym chroniły mnie dawne podróże do pracy oraz liczne spotkania biznesowe i wizyty w biurach Klientów. Gdy więc w któryś kolejny tydzień nie udało mi się osiągnąć celu codziennego spaceru na co najmniej 10,000 kroków postanowiłam wdrożyć nową poranną rutynę.

Nowa spacerowa rutyna to dbanie o siebie

Od tego czasu, czyli już ponad roku, każdy (naprawdę – każdy!) dzień pracy rozpoczynam od 45 minutowego szybkiego spaceru z kijkami. Mam szczęście, bo mieszkam blisko jednej z najpiękniejszych w Polsce przestrzeni zieleni miejskiej – parku Łazienkowskiego. Myślę jednak, że podobną rutynę wdrożyłabym nawet w mniej sprzyjających okolicznościach przyrody bo korzyści, jakie dają mi moje codzienne spacery, pozostają nieocenione. Poranny czas spacerów stanowi dla mnie czas wysokiej jakości który nie tylko daje mi wyrazistą cezurę pomiędzy „pracą” i „domem” ale też stanowi jeden z największych aspektów dobrostanu – bo uprawiając Nordic Walking w Łazienkach mam poczucie, że dbam o siebie.

Co ciekawe, żeby zrealizować mój "plan dojazdów inaczej" wstaję teraz wcześniej niż wstawałam do regularnej biurowej pracy przed pandemią, bo narzucona rutyna wymaga ode mnie dodatkowych porannych czynności. Nie mówiąc już o porannych zakupach świeżości, z czego akurat bardzo cieszy się moja mniej zmobilizowana do ruchu rodzina.

Fake commuters – jest nas wielu

Nie ja jedna. Spacerując codziennie o tej samej porze w Łazienkach napotykam na tę samą, rozproszoną grupę podobnych mi „podróżujących do pracy inaczej” których nauczyłam się już rozpoznawać. Są pośród nich tacy jak ja piechurzy, ale też biegacze i rowerzyści, dodatkowo w sezonie wiosenno – jesiennym uzupełnieni o rolkarzy. Na codziennych porannych spacerach regularnie spotykam znajomych, osoby z sieci moich biznesowych kontaktów, oraz twarze z pierwszych stron gazet (co oczywiście wynika bardziej z mieszkania w centrum Warszawy, mniej zaś z powodu rozległości mojej sieci towarzyskiej). Oczywiście każdy z nas sam realizuje poranne aktywności na dworze, jednak coraz częściej pozdrawiamy się choćby skinieniem głowy rozpoznając w sobie nawzajem osoby współdzielące aktywny styl życia.

Bez wątpienia „faux commuting” (lub „fake commuting” jak chcą Amerykanie) to dla mnie jedna z największych, na behawioralnym poziomie, korzyści wynikających z pandemicznych zmian. Z powinnością zostanę przy tej nowej rutynie również po ustaniu wymogów bezpieczeństwa zwiaznych z potrzebą fizycznego dystansowania.

*na zdjęciu ja, podczas porannego spaceru przed pracą