Fotogeniczność przegęszczonych biur

Z wielu powodów nie jestem fanką konkursów na najlepsze biuro roku, w których podstawę oceny stanowi dokumentacja zdjęciowa. Fotoupiększanie biur czyni wiele złego na rynku, bo promuje trendy i stylistyki kopiowane przez następnych, które nie mają większego przełożenia na jakość przestrzeni i komfort pracy. Oraz pompuje miernych, ale festyniarsko-widowiskowych projektantów. W rezultacie podejście uwypuklające przede wszystkim fotogeniczność biur prowadzi na manowce, bo przenosi zainteresowanie decydentów w złe obszary: Organizacje kopiują od siebie poszczególne rozwiązania na poziomie wizualnym z nadzieją, że i u nich będzie nie tylko ładnie i fajnie, ale też w efekcie poprawią się warunki pracy. Często się mylą.

A miało być tak pięknie...

Jakiś czas temu byłam na kurtuazyjnej wizycie w jednym z nowo otwartych warszawskich biur. Jego kolorowe i designerskie wnętrze wyglądało praktycznie identycznie jak na renderingowych wizualizacjach Architekta. Było tam bardzo ładnie a Grupa Projektowa cieszyła się, że dowieziona przez nich realizacja tak dobrze odzwierciedliła zamierzony efekt. Tylko był jeden mały zgrzyt. Bo Użytkownicy nie byli zadowoleni, pomimo że nowa przestrzeń jest dużo atrakcyjniejsza od ich poprzedniego biura. Powody ich niezadowolenia mogły być wielopłaszczyznowe, mnie jednak najbardziej uderzyło nieprzyjemne wrażenie przegęszczenia. Przegęszczenia na tyle dużego, że wzbudzającego (u mnie - jedynie wizytującej) dyskomfort fizyczny. Gdy znalazłam się w ich pokazowej Przestrzeni Projektowej poczułam się jak w składzie meblowym stworzonym przez kompulsywnego zbieracza gdzie wszystkiego jest pełno, a jedno stoi na drugim. A intensywność zdarzeń na jednostkę powierzchni obezwładniała. Dlatego nie dziwiła mnie wisząca w tym biurze jak ciemna chmura atmosfera walki o ograniczone zasoby, bo zbyt agresywny model sharedeskingowy wymuszał na Użytkownikach strategie zawłaszczające.

Luksus przestrzeni

Dużo uwagi poświęcam obecnie skandynawskiemu projektowaniu przestrzeni biurowych, w których rozkwitają idee Pracy Opartej na Aktywności. Moi koledzy ze Szwecji i Norwegii wdrażają dzisiaj ABW (ang. Activity-Based Workstyle) nie tylko w firmach, ale też w urzędach i organizacjach pożytku publicznego. Robią to z dużym powodzeniem i odbębniają sukces za sukcesem. Publikują relacje zadowolonych Użytkowników, którzy dają się fotografować przy swoich codziennych zajęciach. Ich miejsca pracy stwarzają widoczny komfort, u którego podstaw leży wygoda wynikająca z prawdziwego zaspokojenia potrzeb, również tych związanych z potrzebą zachowania dystansu społecznego.

Odpowiednia ilość miejsca pracy przekłada się zarówno na komfort akustyczny jak i psychologiczny, związany z możliwością wzajemnego poszanowania swoich granic. Jaka jest różnica? Podczas gdy my upychamy projekty biurowe na 10 - 12 mkw. na głowę, to już po drugiej stronie Bałtyku te same układy funkcjonalno-przestrzenne korzystają z luksusu 15 - 18 mkw. na Użytkownika. Co może się wiązać z pewną stratą dla ich wizualnej atrakcyjności - na zdjęciach skandynawskich biur rzeczywiście widać dużo więcej “powietrza”.

Jak śledzie w puszce

Popełniamy błąd, bo mając do dyspozycji o 1/3 przestrzeni mniej i zwykle też o połowę mniejsze budżety staramy się zrobić dokładnie to samo, co mają nasi bardziej zasobni sąsiedzi. I jeszcze większym naszym błędem jest udawanie, że uzyskaliśmy taki sam efekt. Wychodząc od oszczędnościowych założeń nie da się uzyskać identycznej jakości. A próba ukrycia pod płaszczykiem kilku kolorowych mebli rzeczywistej strategii kosztowej Organizacji musi się zemścić. Poupychani jak śledzie w puszce Użytkownicy nie odpłacą wdzięcznością za dorzucone im kilka żurnalowych rozwiązań. Wręcz przeciwnie - szybko zidentyfikują nieszczerość intencji. Doskonale rozpoznają, że powstała kolejna wersja luksusu dla ubogich, a im w tym biurowym teatrze przypisano rolę zadowolonych odbiorców, którymi w rzeczywistości nie są.

Bezmyślnym kopiowaniem robimy sobie sami olbrzymią krzywdę. W końcu mamy przecież możliwości i środki, żeby robić dobre i wygodne przestrzenie pracy. Naprawdę nie takie znów małe pieniądze idą dziś na aranżacje komercyjnych wnętrz. Jesteśmy w stanie tworzyć bardzo dobre biura, choć trochę mniej fajne, niż byśmy chcieli. Może za to nasze koncepty powinny być bardziej przemyślane. Zamiast zrzynać z bogatszych, może spróbujmy dorobić się własnej, skromniejszej ale nie gorszej, wersji nowoczesnego biura, na miarę naszych potrzeb i możliwości.

Ładnie ale nieszczerze

Widziałam już wiele projektów wnętrz, w których głównymi motywatorami były kompleksy i potrzeba dorównania innym, dlatego wiem, jak potoczy się historia biura które niedawno odwiedziłam. Wiem też, że jak zwykle świat się o tym nie dowie. W zamian niedługo zobaczycie kolejne widowiskowe obrazki kolorowego wnętrza wypełnionego grupami idealnych i uśmiechniętych modeli (których zatrudnia się, żeby do zdjęć zastąpili niedoskonałych prawdziwych Użytkowników). Tak perfekcyjne obfotografowane biuro zapewne wygra jakieś konkursy na najpiękniejszą przestrzeń roku, ale problem z przestrzenią pracy jak był, tak pozostanie.

*zjęcie pochodzi z Unsplash