Homing from work

Niedawno odwiedziłam zespół Pracowników firmy z sektora IT. Pośród innych słynących z nieformalnego stylu pracy podobnych Organizacji tę wyróżniał wyjątkowo daleko idący luz: domowe kapcie, pomimo jeszcze wczesnojesiennej aury na zewnątrz, miała na nogach więcej niż połowa Uczestników warsztatów, a kilkoro z nich występowało publicznie w fasonach wręcz spektakularnie świadczących o ich intymnym przeznaczeniu. Dodatkowo rozpraszająco działało na mnie to, że jeden z Uczestników miał na sobie bluzę łudząco podobną do góry od zestawu piżamowego, jaki kilka lat temu kupiłam mojemu mężowi na gwiazdkę. Za to inni byli ubrani w stylu codziennego biznesu, co też podkreślało odrębność tych “homingujących” czyli udomawiających biuro (w tym nieoczywistym znaczeniu tego słowa, które po Angielsku znaczy przede wszystkim “naprowadzanie na cel”).

“Homing from Work” to określenie które powstało jako odwrócenie pojęcia “Working from Home”, czyli opisującego pracę z domu, i oznacza przede wszystkim wykonywanie w miejscu i czasie pracy zajęć i czynności dotyczących życia prywatnego. Warto zaznaczyć, że o “domowaniu w biurze” mówimy w dwóch zasadniczo odmiennych i niezależnych od siebie kontekstach: pierwszy dotyczy udomawiania biurowej przestrzeni (i wiąże się z wprowadzeniem do biur sprzętów i zachowań żywcem przeniesionych z mieszkań), drugi obejmuje wszystkie poza zawodowe działania wykonywane w miejscu i godzinach pracy.

Biuro jak dom

Przywołany na początku przykład udomawiających swoje biuro pracowników IT to jeden z bardziej jaskrawych sposobów na zmniejszenie dystansu pomiędzy dwoma typami przestrzeni, w których pracownicy biur spędzają w tygodniu najwięcej czasu (bo łącznie około 80%). Wprowadzanie do przestrzeni pracy miękkiego wyposażenia, jak sofy akustyczne czy filcowe fotele, doposażanie kuchni tak by umożliwiały gotowanie posiłków, tworzenie dla pracowników pryszniców, prasowalni i pralni to kolejne przejawy tego niewątpliwie narastającego trendu. Udomawianie biur trwa i proces ten jeszcze się nie zakończył - przed nami kolejne granice do pokonania jakimi są przede wszystkim miejsca do spania w biurach, ale też na horyzoncie już czają się kolejne nowości. Pośrod nich gwałtownie zyskują na polularności umieszczanie w biurach kominków (gazowych) i wpuszczanie bądź hodowanie zwierząt domowych. Presja na takie rozwiązania jest spora i te oraz inne pomysły Użytkowników wychodzą często jako oczekiwania co do funkcjonalności nowego biura pośród badanych w ankietach, wywiadach i warsztatach środowiskowych, jest więc moim zdaniem tylko kwestią czasu aż zobaczymy w biurach pokoje do spania i będziemy bawili się z mieszkającymi w nich biurowymi kotami.

W miarę jak przesuwają się normy zachowań społecznych coraz więcej działań traktowanych wcześniej jako prywatne bądź nawet intymne jest dopuszczalne w półprywatnej przestrzeni biur, ku rozpaczy wielu menadżerów którzy w aranżacji wnętrz upatrują ostatniej deski ratunku do zachowania jako takiej biurowej dyscypliny. Nic bardziej mylnego, zdeterminowanych design nie powstrzyma przed spaniem (bądź tylko pracowaniem na leżąco) w biurze, czemu osobiście przyklaskuję, bo uważam, że lepsze rozpoznanie zróżnicowanych potrzeb wpłynie dobrze na wzrost kreatywności i efektywności Użytkowników, czyli na to na czym naprawdę nam zależy.

Prywata w biurze

W Polskiej kulturze zawsze istniała duża akceptacja na uprawianie w pracy prywaty: prowadzenie prywatnych rozmów telefonicznych, “wyskakiwanie z pracy” w celu załatwienia jakichś pozazawodowych spraw, bądź wykorzystywanie sprzętu biurowego do celów osobistych, (kto nigdy nie użył biurowej drukarki do pozazawodowych celów niech pierwszy rzuci kamieniem). Sama doświadczyłam różnicy kulturowej w podejściu do załatwiania prywatnych spraw w biurze, gdy będąc jeszcze młodą konsultantką przez trzy lata pracowałam w londyńskiej centrali jednej z wiodących agencji nieruchomości. Wśród agentów z Westendu panowało dużo mniejsze niż w Polskim zespole przyzwolenie na prywatne rozmowy w czasie innym niż przerwa lunczowa. Gdy wróciłam po kilku latach do Polski pamiętam jak szokujące było dla mnie zachowanie moich współpracowników, którzy ustawicznie zajmowali się w godzinach pracy swoimi sprawami osobistymi. Odbierałam to jako formę wewnętrznej ucieczki przed powszechnie panującym prezenteizmem - czyli społecznym nakazem pokazywania swojej obecności. Skala tego typu “domowania z pracy” jest bardzo trudna do sprawdzenia i uchwycenia, ale konsultingowa intuicja podpowiada mi, że ukrywanej prywaty w pracy najwięcej musi być tam, gdzie etykieta bądź umowa społeczna uniemożliwiają inne rodzaje elastyczności, w tym pracę z domu.

To sedno sprawy. “Homing from work” nie powinien być przez menadżerów traktowany jako nowy sposób na unikanie przez Pracowników obowiązków służbowych, w tym przypadku poprzez markowanie zajętości i wypełnianie czasu pracy prywatą. Lub też jako metoda na dłuższe zatrzymanie pracownika w biurze. Domowanie z pracy to drugi, i dopełniający do pracowania z domu, sposób na lepsze pogodzenie pracy z życiem osobistym, w pełni wpisujący się w model Pracy Opartej na Aktywności. Na szczęście rośnie przyzwolenie społeczne na te obydwa uelatyczniające biurową pracę trendy. To prawda, że niesie to za sobą ryzyka związane z postępującym zacieraniem granic pomiędzy tym, co prywatne a tym, co społeczne w naszym życiu, ale podoba mi się, że wspierają one samodzielnych Użytkowników, którzy są w stanie przejąć odpowiedzialność za realizację swoich obowiązków. Bądźmy wszyscy dorośli w pracy i traktujmy się nawzajem z szacunkiem i zaufaniem - również tych z nas, którzy realizując zadania służbowe lubią być obuci w miękkie kapcie do spania.