Komputeryzacja, Digitalizacja, Wirtualizacja

W ciągu minionego półrocza przeprowadziłam setki godzin rozmów z menadżerami biur, szefami HRów i prezesami zarządów. Na tej podstawie mogę jednoznacznie stwierdzić, że takiego zróżnicowania postaw dotyczącego podejścia do stylu i przestrzeni pracy wśród decydentów nie widziałam nigdy w swojej środowiskowej karierze. W pierwszych tygodniach pandemii miałam wręcz wrażenie idealnego rozproszenia podejść i strategii środowiska pracy. Dziś już wiemy, że zarówno okres zagrożenia epidemicznego będzie trwał dłużej niż pierwotnie chcieliśmy w to wierzyć i zapewne czeka nas więcej niż jedna trudna jesień. To nie będzie sprint, lecz co najmniej półmaraton. Dlatego obecnie coraz więcej Organizacji interesuje się Bezpiecznym Biurem oraz Nową Normą w kontekście środowiska pracy.

Nie mam żadnych wątpliwości co do potrzeby wdrożenia koncepcji Bezpiecznego Biura, która będzie niezbędna przez cały czas trwania zgrożenia pandemicznego, a więc przynajmniej do począku 2022 roku. Jednak wzdragam się przed przedwczesnym określaniem Nowej Normy. Myślę, że obecna nasza pozycja „ze środka pandemii” nie jest najlepszym miejscem na definiowanie przyszłego, dużo bardziej swobodnego i uzdalnionego środowiska pracy. Mam też wrażenie, że umyka nam przede wszystkim głęboki zakres zmian związanych z przyśpieszoną wirtualizacją.

Komputeryzacja, Digitalizacja, Wirtualizacja

Masowa i przyśpieszona wirtualizacja to trzeci – obok komputeryzacji i digitalizacji – duży trend związany ze środowiskiem pracy, jakiego doświadczam w trakcie trwania mojej zawodowej kariery. Wszystkie trzy są związane z technologią maszyn obliczeniowych i – w coraz większym stopniu – Internetu. Bardzo ściśle ze sobą powiązane komputeryzacja, digitalizacja i wirtualizacja wspólnie całkowicie zmieniły i dalej będą zmieniać to, co i jak robimy w pracy. Każda z tych zmian stanowiła (bądź stanowić będzie) progowe przejście, którego potencjał i rzeczywistą skalę można (już lub będzie) ocenić dopiero po fakcie. Tak można zrobić już w przypadku komputeryzacji i digitalizacji, bo pierwszy z tych procesów już się na masową skalę zakończył, a drugi właśnie się domyka. Nie możemy jednak, moim zdaniem, z obecnie dostępnego nam punktu widzenia ocenić skali i skutków dopiero rozpoczynającej się masowej wirtualizacji.

Aby zrozumieć potencjał zmiany warto przyjrzeć się komputeryzacji i digitalizacji, przy czym z dwóch poprzednich trendów technologicznych które ukształtowały obecne środowisko pracy, dla mnie to digitalizacja stanowi lepszy punkt odniesienia. Przede wszystkim dlatego, że do życia zawodowego weszłam już w świecie skomputeryzowanym. Bo choć moje studia na warszawskiej architekturze były w 90% analogowe, to jeszcze w ogólniaku (w profilowanej klasie informatycznej) programowania uczyłam się już na początku lat 90’tych, jako nastolatka. Komputeryzacja była więc dla mnie zjawiskiem już niejako zastanym, choć warto sobie jasno uświadomić że w skali kraju przenoszenie pracy biurowej na komputery (stacjonarne, potem laptopy) trwało w Polce co najmniej do połowy pierwszej dekady obecnego wieku, może nawet do jej końca. A dopiero wraz z nastaniem pandemii bo przymusowa praca z domu wymagała niemalże całkowitego przejścia na laptopy, zakończyła się faza uruchamiania komputerowej mobilności.

Digitalizacja: od skanowania dokumentów…

Trendem, w którym miałam okazję obserwować od początku do końca oraz brać w nim znacznie bardziej czynny udział była digitalizacja. Na początku mojej kariery zawodowej również jako pracownik digitalizujący (zarówno niezbędne jaki zbędne) informacje. Co w pierwszych etapach tego procesu oznaczało głównie skanowanie dokumentów (zadziwiające, ale w tym znaczeniu realizowana digitalizacja nadal ma się mocno w niektórych obszarach zawodowej aktywności, np. bibliotekarstwie) a potem coraz częściej jako współtwórca i użytkownik różnego rodzaju baz danych. Na kolejnych etapach mojej kariery, już jako Strateg Środowiskowa, zajęłam się zmianami, jakie (późna) digitalizacja wywarła na sposób wykonywania zawodowych obowiązków. Rezygnacja z papierowego obiegu dokumentów nie tylko pozwoliła na reorganizację procesów biznesowych i outsourcing. Digitalizacja wpłynęła na biura, bo elektroniczny obieg informacji i dokumentów wyzwolił je spod silnego paradygmatu papierowego obiegu dokumentów – znikła potrzeba ich organizowania wzorem fordowskiej taśmy produkcyjnej.

… do digitalu mówionego i robotyzacji

Jednak jeszcze aż do połowy mijającej dekady w środowiskowym środowisku panowało przekonanie, że podstawowym skutkiem digitalizacji jest dokument cyfrowy – lepszy i wygodniejszy odpowiednik dokumentu papierowego. To podejście zmieniło się dopiero wraz z wchodzeniem na rynek pracy późnych Millennialsów i wczesnych Zetów – czyli ludzi urodzonych w okolicach roku 2000, cyfrowych tubylców. Pokolenia zdigitalizowanych od kołyski przyniosły na rynek pracy nowe nawyki i umiejętności - z których kluczowymi okazało się umiejętności korzystania z digitalu mówionego. To właśnie przejście ze słowa pisanego na mówione, z dokumentu na film które nastąpiło dopiero w ostatnim etapie tego procesu, dopełniło proces digitalizacji. Mówiła o tym również nasza najnowsza noblistka w trakcie swojej sztokholmskiej mowy w grudniu minionego roku. Kolejnym kluczowym zjawiskiem z punktu widzenia pracy i zawodowych potrzeb przyszłości jest robotyzacja procesów, która stała się możliwa właśnie dzięki zdigitalizowaniu informacji a która w szybkim tempie eliminuje szereg nudnych i żmudnych zajęć biurowych.

Coraz szybciej, coraz zwinniej, coraz dalej

Podobnie jak komputeryzacja, która zakończyła się (jako proces) masową mobilnością, tak digitalizację domyka przejście na digital mówiony i robotyzacja. W swojej końcowej fazie obydwa te procesy przyniosły zmiany, jakie trudno było sobie było wyobrazić na ich początku. Warto też porównać ich skale czasowe – jeśli komputeryzacja trwała dobrych 30 lat, to digitalizacja zajęła nam już tylko około 15. To oczywista oczywistość, że zmiany technologiczne postępują coraz szybciej. I żaden z tych dwóch wcześniejszych procesów nie otrzymał takiego silnego impulsu jak wirtualizacja w postaci globalnej pandemii, która z dnia na dzień zmieniła nawyki Użytkowników. Natomiast ich wpływ na środowisko pracy (oraz w konsekwencji na przestrzeń biurową) okazywał się za każdym razem kluczowy.

Wirtualizacja a Nowa Norma

Dlatego uważam, że wszelkie próby definiowania Nowej Normy, czyli post-pandemicznego środowiska pracy, są skażone podstawowym błędem poznawczym związanym z poważnym niedocenieniem skali zachodzących zmian. Nie znaczy to jednak, że nie warto podejmować prób jej formułowania – ważne jednak aby do nowych koncepcji środowiska pracy nie podchodzić jak do „absolutnego absolutu” tylko traktować realistycznie – jako najlepsze możliwe w danym momencie projekcje przyszłości. Tworzone z "żabiej perspektywy" i to w dodatku żaby przymusowo uziemionej w domu. Opowiadając więc dzisiaj o Nowej Normie trzeba cały czas pamiętać o wszystkich ograniczeniach budowanych w tej chwili wizji. Przede wszystkim obecne tworzone modele jako założenie wyjściowe traktują jako „pracę” zakres i sposób wykonywania działań, jakie pracownicy prowadzili przed pandemią, z tą różnicą że wykonywanych przede wszystkim zdalnie. Tymczasem pandemia zmieniła nie tylko to gdzie pracujemy, ale przede wszystkim jak wykonujemy nasze obowiązki służbowe. A ponieważ przyspieszony proces uczenia się nowych sposobów zawodowego działania nadal trwa, i to na ogromną skalę, to naprawdę trudno określić gdzie (w końcu uwolnieni od wirusa) dopłyniemy na obecnej fali zmian.