Potęga relatywizmu

Od kilku miesięcy pracuję w nowej Organizacji. To świetna firma, mam wokół siebie bardzo przyjazny zespół kompetentnych specjalistów, pracuję na moich zasadach i korzystam z wielu przywilejów i benefitów skandynawskiej kultury pracy. Niestety, jest jedno ale: bajeczny showroom mojego pracodawcy mieści się na dalekich południowych przedmieściach Stolicy, a dojazd do niego zajmuje mi dwa razy dłużej niż do biura mojej poprzedniej firmy, ulokowanej w jednym z wieżowców w centrum. Czyli wynosi on mniej więcej 50 minut środkami transportu publicznego, 35 minut na rowerze i 20 minut jazdy samochodem. Brzmi nieźle, a szczególnie jak na warszawskie warunki takie czasy dojazdu do pracy nie wydają się zbyt długie, ale jest coś jeszcze. Ta lokalizacja zawsze wydawała mi się być na końcu świata.

Showroom na końcu świata

Otóż moi teściowie już od 20 lat mieszkają jakieś 100 m dalej od siedziby mojej Organizacji. Powinnam więc mieć już bardzo długą praktykę dojazdów w to miejsce. Tylko że z teściami jak to z teściami - czasami bardziej a czasami mniej chciało mi się ich odwiedzać, znajdowałam więc tysiące powodów, z odległością na czele, aby usprawiedliwić absencję. Tymczasem od kiedy pracuję dosłownie tuż obok ich domu ze zdziwieniem obserwuję, jak bardzo zmieniło się moje podejście do tej trasy, która z czasem wydaje mi się coraz krótsza i łatwiejsza do pokonania. Ba, w ciągu kilku ostatnich miesięcy relacje pomiędzy odległościami w mojej mentalnej mapie Warszawy uległy tak dużemu zniekształceniu, że teraz - nie pilnując się świadomie - byłabym gotowa zadeklarować że mój obecny dojazd praktycznie nie rożni się od poprzedniego. Co oczywiście obiektywnie jest nieprawdą.

Ten mechanizm relatywizacji podróży, która w wariancie dom - teściowie wydawała się być znacznie dłuższą niż obecnym kontekście dom - praca (podkreślam jeszcze raz - te miejsca znajdują się tuż obok siebie!) bardzo często obserwuję u Użytkowników w Organizacjach, które przenoszą się do nowych biur w innych niż dotychczasowe lokalizacjach. I choć czas dojazdu znacząco wpływa na całkowity koszt pracy pracownika, to mamy tendecję go pomniejszać czy też właśnie - relatywizować. Tutaj warto przypomnieć o nadal trwającym badaniu Polskiego Instytutu Środowiska Pracy który bada okołopłacowe koszty pracy, w tym te wynikające z niewliczanego w godziny pracy czasu, który jej poświęcamy.

Relatywne relokacje

W wakacje w Warszawie wydarzą się dwie bardzo różne relokacje, które świetnie ilustrują to zagadnienie. Napewno bardziej spektakularna będzie relokacja "zespołu Coca-Coli" z ich historycznej lokalizacji na Annopolu do biurowca w jednym z kompleksów przy Żwirki i Wigury. Czyli dokładnie na przestrzał przez całe miasto! To jedna z najdalszych przeprowadzek w mieście, jakie pamiętam - odległość pomiędzy “starą” i “nową colą" wyniesie ponad 20 kilometrów, co w warunkach porannych warszawskich korków może przełożyć się na ponad godzinę jazdy. Mniej więcej tyle samo czasu zajmie pokonanie tej trasy rowerem lub pociągiem. A ponieważ ta Organizacja jest długoterminowym pracodawcą z bardzo dobrą reputacją, który zatrudnia u siebie tych samych ludzi przez dekady, to bez wątpienia wielu z pracowników wiążących z tą firmą swoją karierę wybrało północno - wschodnie dzielnice Warszawy na miejsce zamieszkania. Byli więc na pewno niemile zaskoczeni gdy dowiedzieli się, że ich miejsce pracy przeniesie się na Włochy - czyli do wysuniętej najbardziej na południowy zachód warszawskiej dzielnicy. Czy w związku z tym należy spodziewać się odpływu pracowników z firmy? Wątpię, bo relokacja do nowej siedziby nie tylko wiąże się ze znacznym uelatystycznieniem ich stylu pracy, w tym wprowadzeniem systemowego rozwiązania pracy z domu, ale też spodziewam się, że zadziała potęga relatywizmu. Tak samo, jak zadziałała ona dla mnie.

Na drugim krańcu spektrum biurowej mobilności mieści się inna Organizacja, która już niedługo przeprowadzi się “z centrum do centrum” zmieniając lokalizację siedziby swojej firmy o niecały kilometr, czyli trzy przystanki w obszarze bardzo obfitego w połączenia węzła transportu publicznego. Tak samo jak w pierwszym przypadku ta Organizacja pracowała w swoim dotychczasowym biurze już dłuższy czas - na tyle długi, by nawet najstarszy stażem pracownik nie pamiętał innego biura. Z pozoru bliska przeprowadzka dla tej Organizacji jest na tyle dużym wyzwaniem że sam temat bardzo w sumie niewielkich zmian w codziennej transportowej marszrucie już teraz generuje wiele pytań i emocji.

Obu zespołom życzę dużo powodzenia, bo wbrew pozorom skala wyzwań jest stosunkowo podobna, niezależnie czy styl pracy zmienia się z mobilnego na bardzo mobilny czy też z niemobilnego na trochę bardziej uelastyczniony. Relatywizacja podróży oraz skłonność do zmiany pracy po firmowej relokacji to, według mnie, jeden z najważniejszych wskaźników zaangażowania pracowników. W tym kontekście przypomina mi się moja praca w londyńskim biurze bardzo dużej agencji nieruchomości, która planując przeprowadzkę z City na Canary ankietowo i anonimowo badała nastawienie swoich pracowników do takiej relokacji, obawiając się masowego odpływu talentów. Taki odpływ w moich londyńskich czasach się nie wydarzył i nie spodziewam się zaobserwować go u dwóch powyższych Organizacji. Bo w Pracy Opartej na Aktywności to nie miejsce i czas, ale rodzaj wykonanych zadań i wydajność liczą się najbardziej. Koniec końców decyzje pojedynczych Użytkowników o pozostaniu bądź odejściu z tych organizacji będą bardziej zależne od subiektywnej oceny kultury korporacyjnej. Oraz odrobiny relatywizmu.

*zdjęcie pochodzi z Unsplash