Praca z dala od biura

Ostatnio wiosenne popołudnia i weekendy często spędzam na „domingu” – bo tak wraz z rodziną nazywamy proces poszukiwania nowego domu w podwarszawskich miastach-ogrodach. Chcemy i możemy wynieść się z miasta, bo nasza rodzinna sytuacja dość mocno zmieniła się w związku z wprowadzeniem pracy i nauki zdalnej. Spodziewamy się że, wraz z utrwalaniem się zdalnych zasad komunikacji społecznej, w popandemicznej przyszłości będziemy mogli rzadziej (a przynajmniej: nie codziennie) bywać w Stolicy, za to więcej korzystać z uroków otaczającej nas przyrody. W tym podejściu jesteśmy raczej mało radykalni, bo chcemy nadal pozostać w bliskiej odległości od naszego miasta, aby zamieszkać wśród mazowieckich lasków i piasków.

Wdzwaniając się z Podlasia

Zarówno od znajomych, jak i od rozmówców w prowadzonych przeze mnie procesach strategii środowiskowej, coraz częściej słyszę o już zrealizowanych przez nich (i dużo bardziej od moich radykalnych) planach relokacji. Przy czym mało kto otwarcie przyznaje się do przeprowadzonych pod przykrywką pandemii przenosin, obawiając się potencjalnych konsekwencji ze strony pracodawcy. Okoliczności im sprzyjają. Niedookreślone warunki specustawy (która obecnie reguluje pracę zdalną) powodują, że pracodawcy niezbyt drobiazowo zajmują się tym, gdzie i jak w rzeczywistości swoje obowiązki służbowe wykonują zatrudniani przez nich specjaliści.

Z tego powodu nie wiemy i nie dowiemy się łatwo, jak wiele osób decydowało się na relokację w trakcie pandemii. Nie ma co szybko spodziewać się źródłowych danych na temat skali tego zjawiska, bo Użytkownicy nie są zainteresowani ujawnieniem (ani pracodawcy ani nawet badaczowi) informacji o swojej lokalizacji. Obawiam się, że nawet trwający spis powszechny też nam w tym nie pomoże. Możliwa jest jedynie ocena pośrednia (np. z rynku najmu mieszkań w dużych miastach) i anegdotyczna (chociażby od specjalistów środowiskowych i HR Menadżerów) i obydwa te kanały informacji wskazują na dużą i rosnącą skalę rozproszenia. Bo z każdym kolejnym kwartałem utrwalającej się pracy zdalnej, oraz z każdą kolejną kwarantanną, chętnych do zmiany lokalizacji przybywa.

Dlatego warto pochylić się nad możliwościami, jakie daje praca zdalna z punktu widzenia pojedynczego Użytkownika. Spodziewam się, że w przyszłości uwolnieni od przymusu konkretnego miejsca pracownicy będą coraz bardziej eksplorować ten potencjał, swobodnie żonglując pomiędzy podejściami i lokalizacjami. I bez wątpienia pojawi się jeszcze więcej wariantów zdalności, o których teraz się nam nie śni! Ale skupmy się na tym, co już widzimy. Dziś omawiam dwa obecnie najbardziej wyraziste modele pracy na odległość w powiązaniu z relokacją, które są nowymi pojęciami w naszym języku, czyli „geoarbitraż” i „workations”.

Geoarbitraż – permanentna relokacja

Geoarbitraż, to w najprostszej definicji praca formalnie realizowana w miejscu o wyższych zarobkach, a mieszkanie, i co za tym idzie wydawanie pieniędzy, w lokalizacji o niższych kosztach życia. Geoarbitraż może być realizowany wewnątrz kraju (gdy na przykład zatrudniona przez firmę z Wrocławia pracuje w Wałbrzychu), może też jednak dotyczyć relokacji poza granice Polski czy nawet Unii. Jak również oznaczać pracę dla podmiotu z siedzibą poza granicami kraju, a realizowaną w Polsce. Dla stosujących geoarbitraż niższe koszty życia, zwykle stanowiące kluczowy powód permanentnej relokacji poza drogie do życia centra biznesowe bądź kraje, są często równie istotne co możliwość uzyskania lepszej równowagi pomiędzy pracą a domem w miejscu, które pozwala na uniknięcie codziennego stresu tak charakterystycznego dla wielkich miast.

I choć co do zasady o przenosinach swojego gospodarstwa domowego pracownicy powinni informować swoich pracodawców, to w praktyce często tak się nie dzieje. Kwitnie więc szara strefa geoarbitrażu, o której coraz częściej dowiaduję się podczas sesji warsztatowych realizowanych z pracownikami moich Klientów. Zrelokowanego jest stosunkowo łatwo wyłowić z firmowego tłumu, bo wszyscy oni głośno i chętnie wspierają pracę zdalną. Rozsmakowani w pracy na odległość specjaliści promują pracę w zespołach rozproszonych i chętnie rezygnują z biurowych przywilejów, w zamian za możliwość pozostania na zdalnym. Rzeczywista skala tego zjawiska jest moim zdaniem niedoszacowana. Jeden z moich Klientów szacuje, że w obecnym lockdownie z Warszawy wyjechała mniej więcej ¼ jego zespołu i to z tego względu ich sztab kryzysowy planuje fazowane i dobrowolne powroty do biura.

Workations – turystyka dla zapracowanych

Znacząco innym, bo w założeniu jedynie krótkoterminowym, rozwiązaniem są pracowakacje, czyli „workations” (z połączenia angielskich słów „vacations” i „work”). I nie chodzi tu o zbieranie truskawek w Hiszpani ani żaden inny rodzaj czasowej pracy wakacyjnej, a raczej o przedłużone pobyty około-urlopowe, na przykład dodatkowo rozszerzone o dni pracy w atrakcyjnej lokalizacji. W taki sposób można dwutygodniowy urlop przekształcić w miesięczny pobyt w wymarzonym miejscu. Sama mam na sumieniu takie liczne wyjazdy i bardzo je sobie chwalę oraz planuję do nich wrócić tak szybko, jak tylko się da. Workations to jednak tylko jedna z możliwości wykorzystania potencjału pracy zdalnej, zdecydowanie nie najbardziej radykalna. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że workations to zdalnościowe przedszkole.

Zdalność odmieniana przez przypadki

Warto zdać sobie sprawę, że to dopiero początek – choć dzisiaj może jeszcze bulwersować, że zatrudniona w warszawskim biurze specjalistka pozostanie na Podlasiu, podczas gdy inna będzie chciała dojeżdżać raz w tygodniu spod Kutna. Musimy jednak przygotować się do dużo większej zmiany – bo gdy tylko otworzą się granice i znikną pandemiczne ograniczenia praca zdalna wyleje się poza terytorium administracyjne naszego kraju i rozproszy po różnych strefach czasowych. Przy czym formy zdalności będą się zarówno przenikać ale też coraz bardziej specjalizować. Na przykład permanentne workations może przybrać znamiona geoarbitrażu. Dlatego spodziewam się, że wkrótce pojawią się kolejne nowe modele zdalności, o których dziś jeszcze nie myślimy – zwłaszcza z pozycji obecnych, dużych ograniczeń.

I choć oczywiście bolączką będzie brak formalnych uregulowań dla tak pracujących pracowników wiedzy, oraz pojawią się różne nowe ryzyka związane z coraz bardziej rozproszoną pracą, to jednak jedno jest pewne: zdalność w nowej (dzisiaj ciągle jeszcze pojmowanej jako ekstremalna) formie stanie się szybko nowym standardem, do którego będą musiały dopasować się firmy odpowiednio kształtując strategie środowiska pracy.

*zdjęcie pochodzi z Unsplash