Winylowy Big Beat

Jestem na gorąco po wizytach w kilku nowo otwartych warszawskich biurach, oraz mam na pulpicie szereg kolejnych projektów, które zostaną zrealizowane w najbliższych miesiącach. Większość z nich łączy nowa moda biurowa: na winyl. W realizowanych obecnie wnętrzach biurowych na posadzkach królują winylowe panele podłogowe: i te „drewnopodobne”, i zupełnie gładkie w modnych odcieniach „taupe” (czyli złamanych szarości), i takie przypominające włoskie terakoty. Niestety, choć winyle na renderingach i zdjęciach do portfolio sprawdzają się świetnie, to ich zastosowanie na podnoszonych posadzkach w nowoczesnych biurowcach nie do końca się sprawdza.

Kiedy warto pójść w winyle?

Winylowe panele to dobrze znany rodzaj okładzin, szczególnie ulubiony przez wszystkie rodzaje instytucji publicznych, od szkół i szpitali poczynając, na urzędach nie kończąc. Olbrzymia łatwość ich utrzymania (bo wystarczy „przelecieć szmatą” i robią się czyste) oraz przystępna cena czynią z winyli „category killera” - czyli bezkonkurencyjnego lidera w kategorii okładzin posadzkowych w przestrzeniach społecznych. Jednakże ich olbrzymia popularność i powszechność w latach ‘70tych i ‘80tych przyczyniła się do ich dotychczasowej kiepskiej prasy, bo winyle zaczęto kojarzyć z taniością. Choć niekoniecznie z niską jakością – bo inną kluczową zaletą winyli jest ich olbrzymia trwałość.

Że dobrze mieć winylowe posadzki w biurze wie dobrze każdy jego Menadżer, który bezskutecznie walczył z uparcie powracającymi plamami z kawy. Winyle są idealne w miejscach szczególnie narażonych na zabrudzenia: czyli kuchniach, aneksach i laboratoriach biurowych oraz wszędzie tam, gdzie o plamy bądź zamoczenia bardzo łatwo – np. w biurowych drukarniach czy coraz częściej wprowadzanych pokojach z roślinami. W takich miejscach wykładziny winylowe są niezastąpione i górują nad dywanowymi, z których bardzo trudno i kosztownie usuwa się zabrudzenia.

Nie ma też żadnych użytkowych ograniczeń do kładzenia winyli na podłogach rzeczywistych, czyli stropach a nie posadzkach podniesionych. Tylko że takich podniesionych posadzek wymagają dzisiaj praktycznie wszystkie nowoczesne organizacje, bo przerwa techniczna pomiędzy stropem a podniesioną podłogą zapewnia elastyczność rozprowadzania okablowania, którego inaczej nie da się dostarczyć w niewidoczny sposób do dużych przestrzeni nowoczesnych biur.

A kiedy winyl to kiepski pomysł?

Pomimo swoich licznych zalet wykładziny winylowe mają też i wady, a kluczową jest brak izolacyjności akustycznej. Dlatego posadzka winylowa położona na podniesionej podłodze w nowoczesnej aranżacji biurowej nie sprawdza się w użytkowaniu. Bo choć nadal istotne są jej cechy związane z trwałością i łatwością utrzymania czystości, to bardzo przeszkadza dudnienie. A dudni, uwierzcie mi, jak cholera.

Tydzień temu przez kilka minut siedziałam w oczekiwaniu na spotkanie w nowopowstałej reprezentacyjnej recepcji jednej z największych Organizacji na świecie, która strzeliła sobie w tym obszarze winyle po całości. Wygląda to super, a Architekt projektu na pewno ma wspaniałą serię nowych zdjęć do portfolio, i za chwilę wygra jakiś konkurs na najładniejsze biuro roku. Tylko że fikuśnie pocięte i wizualnie atrakcyjne posadzki są udręką dla Użytkowników, którzy starają się jak najciszej przejść przez przelotowy hol recepcji. W trakcie tej mojej krótkiej obserwacji nieuczestniczącej kilkoro z nich, w tym panie na obcasach, wybierały metodę „na Indianina” czyli starało się w możliwie cichy sposób stawiać kolejne kroki. Inni decydowali się na bardziej normalny chód, ale wyraźnie przyspieszali idąc przez strefę recepcji, tak by skrócić czas generowanego przez siebie „zanieczyszczenia hałasem”. Wszyscy zachowywali się trochę dziwnie, natomiast mnie najbardziej było żal Recepcjonistek, które w tym hałaśliwym pomieszczeniu bez okna spędzają cały swój zawodowy dzień.

Dlatego nie montujcie winylowych paneli w przestrzeniach biurowego tranzytu i transportu, nawet jeśli będzie Was do tego namawiał jeden z wiodących Architektów. Chyba że zależy Wam na stworzeniu własnego wariantu „Ministerstwa Dziwnych Kroków”, lub lubicie hałaśliwy Big Beat.