Ach te foldery

To że żyjemy w kraju malkontentów i osób narzekających na wszystko co się tylko da, jest już oczywiste. Na ogół te osoby co narzekają, to te same które nie mają pomysłu na to co i jak zrobić, aby było lepiej. Powszechnym jest siedzenie i … czekanie na zbawienie, może jednak coś się uda, może jednak nam wyjdzie, może jednak nic nie robienie lub ponawianie tych samych kroków co rok da inny wynik. No i co? I nic, gdyż jak to jedna z mądrych głów kiedyś powiedziała, szaleństwem jest spodziewać się innego rezultatu, jeśli wciąż robimy to samo i w taki sam sposób – dokładny cytat brzmiał nieco inaczej, ale taki miał właśnie przekaz.

OK, nie chodzi mi to o to, aby robić wykład o wszystkim i o niczym, więc skupmy się na jednej rzeczy, a mianowicie na folderach i broszurach reklamowych. Skąd ten temat? Hmm, co cóż. Od kilku lat bacznie obserwuję w jaki sposób promują się państwa, regiony i miasta. Mam okazję uczestniczyć w wielu wydarzeniach, konferencjach, seminariach, warsztatach, ale także i business mixerach i indywidualnych spotkaniach z przedstawicielami urzędów, agencji i innych organizacji odpowiedzialnych za promocję gospodarczą. Przyznam się szczerze, że niektóre z tych organizacji mają już dobrze zbudowaną strategię promocji i co więcej korzystają z wielu dobrze dobranych narzędzi, aby kusić krajowych i zagranicznych przedsiębiorców swoją ofertą inwestycyjną. Mamy jednak czarne owce, a do moich ulubionych należą te miasta, które wciąż narzekają na brak inwestycji, a gros funduszy przeznaczają na produkcję bezwartościowych folderów i broszur reklamujących „walory inwestycyjne” ich aglomeracji (to dotyczy zarówno polskich, ale też i wielu europejskich miast). Czas płynie szybko, zmieniają się dane, zmieniają się burmistrzowie, prezydenci, dyrektorzy i kierownicy działów obsługi inwestora, zmienia się obszar terenów inwestycyjnych, procent bezrobocia i stawki grantów i zwolnień jakie potencjalny inwestor może otrzymać od miasta, więc co tu dużo mówić na bieżąco trzeba zmieniać też wspomniane foldery i broszury.

Nic w tym dziwnego, ważne aby mieć aktualne dane, ale chwila. STOP. Czy w takim razie na bieżąco wysyca się zapas folderów, które już są w posiadaniu miasta? I tu się pojawia wielki znak zapytania. W magazynach i biurach działów promocji lub obsługi inwestora zalegają pudła z dziesiątkami i setkami wydrukowanych folderów, które kosztowały dziesiątki tysięcy złotych, koron, euro i innych hrywien. A przecież nie musi tak być. Na razie pominę fakt, że foldery są zupełnie zbędne, albo ich posiadanie jest minimalnie istotne w procesie pozyskiwania inwestorów - o tym będzie kiedy indziej. Skoro już włodarze miasta upierają się przy posiadaniu folderów reklamujących walory inwestycyjne, to warto jest wziąć pod uwagę fakt o zmianie danych (o tym było już wcześniej) i np. podejmując się projektu/przetargu na wydruk tych wspaniałych materiałów zagwarantować sobie w Umowie z wybranym dostawcą możliwość zmiany danych w wydrukach w ciągu trwania np. roku i zlecać wydruk tych materiałów tylko w mniejszych paczkach. Na ogół nie potrzeba tysięcy broszur już w dniu ich druku. No tak, zapewne firma marketingowa lub drukarnia od razu powie, że zlecenia nie wolno dzielić, że „bardziej się opłaca” wydrukować wszystko za jednym razem, lub że „nie da się” dokonywać zmian w przygotowanym projekcie. Wszystko jedna wielka bzdura. Poza tym lepiej jest mieć wciąż aktualne dane, niż podczas spotkania z inwestorem zalepiać nieprawidłowe liczby lub co jeszcze lepsze długopisem lub innym mazakiem na wydrukowanych folderach nadpisywać „aktualne” dane.

Raz przygotowany plik można zawsze zmienić. Raz przygotowany plik można wielokrotnie wydrukować. Raz zebrane dane powinny być aktualizowane w bieżących cyklach, tak aby były aktualne i aby osoby zainteresowane rozwojem inwestycji były dobrze poinformowane o tym, co oferuje dane miasto, region, województwo.

W każdym przypadku inaczej to wygląda, ale jak znam życie mniej więcej wiadomo, w ilu wydarzeniach przedstawiciele miasta będą brać udział w okresach co najmniej kwartalnych. Mniej więcej wiadomo, ilu wizyt biznesowych w tym okresie można się spodziewać. A to łatwo jest przełożyć na niezbędny wolumen tych „wspaniałych” narzędzi promocyjnych jakimi są foldery i broszury marketingowe. Jestem pewien, że w budżecie można zaoszczędzić tysiące złotych na stosunkowo prostej czynności jaką jest planowanie promocyjnych materiałów drukowanych, a zaoszczędzone środki wydać na znacznie bardziej efektywne działania marketingowe i promocyjne.

Jestem ciekaw, które z polskich miast nie drukuje folderów? Znacie takie przypadki?

Tyle na dziś, kolejnym razem będzie o tym co ciekawego można, a raczej nie można znaleźć na stronach internetowych naszych miast. Czy wiecie, że np. w Warszawie na stronach miasta nie ma w wersji angielskiej informacji dla przedsiębiorców; na stronach www Jeleniej Góry po wybraniu angielskiego menu, wyświetlane są częściowo polskie opisy, a na oficjalnej stronach Białegostoku i Chełma nie ma w ogóle dostępnej wersji anglojęzycznej?