Brexitowe rozważania

Temat Brexitu w polskich mediach nieco ucichł, lecz wciąż można usłyszeć, że możliwym efektem rozwodu Wielkiej Brytanii z Unią Europejską, będzie napływ inwestycji zagranicznych do Polski. I to nie byle jakich inwestycji, ale tych z obszaru finansów, fintechu i nowoczesnych usług biznesowych.

Czy rzeczywiście tak będzie?

A gdyby tak … hmm, pokuszę się o alternatywne scenariusze i to nie ze względu na rysowanie pesymistycznej perspektywy (z natury jestem niepoprawnym optymistą), ale raczej starając się realnie ocenić sytuację.

Zaczynamy:

Opcja 1 – Porozumienie

Wyobraźmy sobie, że Brexit Brexitem, ale ogrom relacji na linii Londyn – Unia jest tak wielki, że nie da się po prostu postawić muru, zamknąć granic (również tych w świecie wirtualnym) więc obie strony wypracowują swojego rodzaju „porozumienie”, na mocy którego instytucje finansowe i wielkie korporacje znad Tamizy, nadal pozostają w swoich biurach i kontynuują swoją pracę jakby nigdy nic. Oczywiście ten scenariusz dotyka tylko biznesu, a nie Unijnych instytucji, które będą musiały znaleźć dla siebie lokum w jednym z europejskich miast. Taki scenariusz jest jak najbardziej realny i oznacza, że o wielkich inwestycjach i przenosinach biznesu z UK do Polski, możemy sobie tylko pomarzyć.

Opcja 2 – Irlandzkie zaloty

Kolejnym, bardzo szybkim do wykonania ruchem jest przeniesienie części biznesu do Irlandii, a konkretnie do Dublina lub ewentualnie Cork. To dwie doskonale rozwinięte aglomeracje irlandzkie, w których od dekad swoje siedziby i centra operacyjne mają światowi giganci – nie tylko z obszaru finansów, ale także IT, e-przedsiębiorczości i wielu innych dziedzin biznesu. Z Londynu do Dublina odległość niewielka, język ten sam, znajomość biznesu ogromna i w części przypadków nawet kadra do pracy może latać samolotami. Co najwyżej Ryanair, Aer Lingus, czy też British Airways zwiększą intensywność lotów, a liczba przejazdów transportem miejskim, taksówkami czy też Uberem w stolicy Irlandii powiększy się z dnia na dzień.

Opcja 3 – umizgi kontynentalne

W przypadku faktycznego exodusu firm z Londynu do Europy, w kolejce po potencjalny nowy biznes ustawi się nie tylko Polska, ale cała armia zalotników. Począwszy od krajów bałtyckich, przez centralną Europę i kraje bałkańskie na Europie Zachodniej skończywszy. Już w tej chwili projekty typu GBC, BPO, SSC lokowane są w Lizbonie, Madrycie, Sofii, Budapeszcie, Pradze, Wilnie, Bratysławie, Bukareszcie, Warszawie czy też Belgradzie. To tylko lista stolic, a w samej Polsce mamy co najmniej 16 lokalizacji, gdzie lądują międzynarodowe projekty typu BSS. W ciemno możemy założyć, że na linii startu mamy kilkadziesiąt miast chętnych przyjąć nowe projekty inwestycyjne. Chyba jedyne czego możemy być pewni, to że projekty brytyjskie raczej nie powinny powędrować do Skandynawii. Kto w tym wyścigu wygra? Odwieczne pytanie. Ci którzy zapewnią kadry – nie tylko ich liczbę, ale także jakość, doświadczenie i kompetencje. W drugiej kolejności Ci, którzy zapewnią biura do pracy tym kadrom – choć jak popatrzymy na Europę z lotu ptaka, to na brak doskonałych powierzchni biurowych nie możemy narzekać. Niemal w każdym kraju regionu CEE jest ich spory wybór. Czy wygrają Ci co są tani? Niekoniecznie – Londyn nie jest tanią lokalizacją, a potrzeba ewentualnej migracji biznesowej raczej kwestię „taniości” pozostawi sobie na dalszych punktach tzw. checklisty.

Opcja 4 – kto to wie

Nie mam opcji czwartej. Przynajmniej nie dziś. Opcji mamy tyle ile mądrych głów na świecie. A scenariusz napisze nam się za kilka miesięcy. Jedno jest pewne – zarówno w Polsce, jak i w wielu innych Unijnych krajach, jest wystarczająco miejsca, aby przyjąć wielu poważnych graczy z Londynu. Pytanie, czy taka będzie wola Unii, Wielkiej Brytanii, a na koniec dnia samych firm?