Edukacja

Problemy ze znalezieniem pracowników będą coraz większe

1 196

Według najnowszych danych wzrost PKB za ostatni kwartał 2016 wyniósł 2,7%, choć specjaliści szacowali wzrost między 0,5 a 1,5%. Rokowania na 2017 są także bardzo obiecujące. Według Wicepremiera Mateusza Morawieckiego uda się przekroczyć zakładany w ustawie budżetowej poziom 3,6%. Optymizm rządu zdają się potwierdzać ekonomiści a także agencje ratingowe. Szanse na to upatrują głównie w skokowym wzroście inwestycji z wykorzystaniem programów unijnych – uśpionych w 2016 r. oraz w inwestycjach w sektorze prywatnym, których poziom wg. ekspertów także obudzi się z ubiegłorocznego letargu.

Rok 2016 przyniósł też rekordowy spadek stopy bezrobocia. W grudniu 2016 r. wyniosła ona 8,3% a w marcu br. spadła do 8,2%, co daje wynik najniższy od 1991 r. Przewidywania są takie, że bezrobocie będzie dalej spadać.

Dobra sytuacja na rynku pracy jest bardzo pozytywnym zjawiskiem (zwiększa się aktywność zawodowa, rosną dochody gospodarstw domowych, zwiększają się wpływy podatkowe do budżetu itp.). Paradoksalnie sytuacja taka niesie ze sobą również negatywne konsekwencje, zwłaszcza dla przedsiębiorców. Spadek bezrobocia generuje problemy ze znalezieniem pracowników i to nie tylko tych wykwalifikowanych w określonych specjalnościach. Niskie bezrobocie wywołuje też coraz większą presję płacową. Wielu przedsiębiorców deklaruje realne problemy z zatrudnieniem pracowników, co stanowi dużą barierę w dalszym rozwoju firm. Jak pokazuje cykliczne badanie przeprowadzane od 2009 r. przez Millward Brown dla Grant Thornton International, odsetek średnich i dużych firm w Polsce, które mają duże lub bardzo duże problemy ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników jest najwyższy (40%) odkąd badanie jest przeprowadzane.

Tendencje te potwierdzają dane NBP za rok 2016, które wykazują, że podaż miejsc pracy jest większa niż popyt, tj. liczba etatów w firmach rośnie znacznie szybciej niż liczba osób pracujących. Specjaliści od HR mówią wprost o tzw. rynku pracownika, kiedy to warunki zatrudnienia dyktują kandydaci poszukujący pracy, a nie pracodawcy. Rzeczywiście, przedsiębiorcy, wobec rosnących trudności ze znalezieniem potrzebnych rąk do pracy, są znacznie bardziej skłonni do negocjowania warunków zatrudnienia. Liczba wakatów nadal będzie rosła. Wyraźnie widać też przewagę trendu do tworzenia miejsc pracy nad ich likwidacją.

Ciekawym przykładem może być Jeronimo Martins operator sieci „Biedronka”, który przyznał niedawno ustami swojego prezesa, że ma poważne problemy z zatrudnieniem. W niektórych częściach Polski wręcz nie udaje się skompletować nowej załogi sklepów. Mimo tego spółka nie zamierza podnosić płac.

Do wspomnianych problemów z pewnością przyczynią się także wchodzące w życie przepisy o obniżeniu wieku emerytalnego. W czarnych scenariuszach eksperci szacują odejście z pracy nawet do 250 tys. osób. Dość powiedzieć, że będą to na ogół ludzie o dużym do- świadczeniu zawodowym, nierzadko o unikalnych kwalifikacjach. Może to generować dodatkowe problemy, gdyż takich pracowników nie łatwo będzie zastąpić nowymi. Chcąc zatrzymać tych najbardziej wartościowych firmy będą musiały stworzyć im nowe, zachęcające do pozostania warunki. Obniżka wieku emerytalnego przyniesie też skutek w postaci przesunięcia granicy ochrony przedemerytalnej. Nowa grupa pracowników zostanie taką ochroną objęta, co zrodzi określone konsekwencje dla pracodawców, obniżając możliwości w zakresie elastycznego kształtowania potrzeb kadrowych.

W sytuacji niedoborów na rynku pracy mocno rozważane są pomysły na sięgnięcie po pracowników z innych rynków. W tym kontekście ciekawie brzmią deklaracje Wicepremiera Morawieckiego o sprowadzeniu pracowników z Ukrainy. We wrześniu ub. roku roztoczył on przed przedsiębiorcami wizję kontrolowanego sprowadzenia do Polski nawet kilkuset tysięcy obywateli Ukrainy, w celu rozwiązania czekających nas w przyszłości problemów na rodzimym rynku pracy. Kontekst tej wypowiedzi stanowiły nieuchronne zmiany struktury demograficznej polskiego społeczeństwa. Już dziś firmy z branży produkcyjnej borykają się z nieobsadzonymi wakatami.

Dane Związku Przedsiębiorców i Pracodawców szacują, że w Polsce może pracować około miliona Ukraińców, z czego tylko połowa legalnie. Reszta zasila szarą strefę, co nie jest dla Polski korzystne. Podkreśla się natomiast, że pracownicy z Ukrainy na ogół są chętni do pracy, łatwo się adaptują i, co najważniejsze, nie wpadają często w konflikty z prawem. Pracowników zza wschodniej granicy najczęściej poszukują duże przedsiębiorstwa, zatrudniające ponad 250 osób. Masowe rekrutacje prowadzą dla nich agencje pośrednictwa pracy, które powstają na rynku jak grzyby po deszczu. W grupie firm produkcyjnych, niemal co druga zgłasza chęć zapełnienia wakatów pracownikami „z importu”, przy czym dotyczy to głównie etatów niższego szczebla.

Na niedobory na rynku pracy ogromny wpływ wydaje się mieć jeszcze jedno zjawisko. Według danych GUS Polskę opuściło prawie 2,4 mln ludzi (dane za rok 2015). Z czego ok. 80% przebywa poza granicami ponad 12 miesięcy. Wyjeżdżają na ogół ludzie młodzi i nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież żyjemy w Unii ze swobodą przepływu ludzi, a młodzi ludzie mają przecież prawo do poszukiwania swojego miejsca, zdobycia doświadczenia etc. Niepokoi jednak skala tej emigracji oraz, jak mówią eksperci, jej nieodwracalność. Pomimo spadku bezrobocia i dobrze rozwijającej się gospodarki, różnica w poziomie życia w Polsce i na Zachodzie jest bardzo duża. Nie ma raczej szans na to, by tych, którym się powiodło w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, czy Irlandii, przyciągnąć z powrotem do kraju.

Są jednak pozytywne zjawiska związane z emigracją. Szacuje się, że od początku fali wyjazdów, związanej z przemianami ustrojowymi, napłynęło do Polski ponad 120 mld zł. Pieniądze te w sposób pośredni weszły do obiegu gospodarczego. Zostały za nie kupione różne dobra – od domów, czy mieszkań przez samochody, komputery, telefony. Po drugie, emigranci, zwłaszcza reprezentujący bardziej prestiżowe zawody, którym udało się zdobyć odpowiedni status zawodowy, stają się naturalnymi ambasadorami Polski. W postpolitycznych czasach masowej informacji, taki bezpośredni wpływ na dobry wizerunek kraju, przez naoczny przykład, może być bezcenny. Polacy na ogół cieszą się dobrą opinią społeczności lokalnych, asymilują się ze społeczeństwami do których migrują.

Sprawa emigracji, na skutek niedawnych decyzji Wielkiej Brytanii, nabrała nieco innej perspektywy. Nie należy jednak zbytnio liczyć na rychły powrót do kraju setek tysięcy Polaków zza Kanału La Manche. Jeżeli ktoś mieszkał już za granicą doświadczając innej jakości życia, z pewnością nie będzie skłonny wrócić. Specjaliści od emigracji zwracają uwagę, że kiedy w 2008 r. w Wielkiej Brytanii ujawniły się skutki kryzysu gospodarczego, wystąpił trend do przemieszczania się ludzi do innych krajów UE, takich jak Holandia, Norwegia, Niemcy, czy Irlandia.

Trzeba też uczciwie powiedzieć, że Polska od samego początku transformacji ustrojowej cierpi na strukturalne wręcz niedopasowanie kwalifikacji pracowników do potrzeb rynku pracy. Pomimo często wielkich chęci ze strony pracowników, ich umiejętności, zdobyte w toku edukacji, nie są w stanie spełnić oczekiwań pracodawców. Dlatego, nawet w okresach spowolnienia gospodarczego, kiedy podaż pracowników przewyższała popyt, występował kłopot ze znalezieniem odpowiednich kandydatów do pracy. Obecnie, kiedy gospodarka radzi sobie całkiem dobrze, problem niedopasowania stał się szczególnie widoczny. Z tego powodu bardzo potrzebne są zmiany w systemie kształcenia, ze specjalnym naciskiem na naukę zawodów, głównie tych deficytowych. Dopóki system nauczania w Polsce nie zostanie przekształcony, przedsiębiorcy muszą mieć świadomość, że niektóre stanowiska wciąż ciężko będzie obsadzić, nawet w oparciu o napływ pracowników ze Wschodu. Zrozumienie tej sytuacji może być katalizatorem dodatkowego impulsu w kierunku uruchomienia przez firmy własnych projektów edukacyjnych i doszkalających przeznaczonych dla kandydatów do pracy.