Raporty

Jak przyciągać do Łodzi studentów?

1 087

Łódzkie szkoły wyższe rekrutują kandydatów na pierwszy rok studiów. Liczby, które już znamy, nie zaskakują, ale niepokoją. Ani uniwersytet, ani politechnika nie oparły się niżowi i tracą popularność.

Na uniwersytecie o jedno miejsce rywalizowały ponad dwie osoby. W zeszłym roku – około trzech. O 15 procent skurczyła się też liczba zapisów (każdy student może zapisać się na kilka kierunków). Podobnie dzieje się na politechnice, na którą do ostatniego dnia rekrutacji zgłosiło się tylko 4800 osób (rok temu było ich 5600).

Co jeszcze bardziej niepokojące – żadna z uczelni nie tłumaczy się niżem. Jarosław Płuciennik, prorektor Uniwersytetu Łódzkiego, obwinia “niekorzystną atmosferę medialną wokół studiowania”. Tłumaczy: - Zaczęło się od tezy Andrzeja Klesyka [prezesa PZU - przyp. red.], że uczelnie produkują bezrobotnych, co jest nieprawdą, bo po studiach wciąż łatwiej znaleźć pracę niż bez studiów. Są też głosy, że w programach jest zbyt wiele teorii, a za mało związków z biznesem.

Z kolei politechnika spadek swojej atrakcyjności wiąże z tym, że Ministerstwo Nauki przestało zamawiać na uczelniach kształcenie na kierunkach priorytetowych dla gospodarki. Studiujący na takich kierunkach dostają rządowe stypendia. Bez stypendiów, co zrozumiałe, chętnych mniej. - Na budownictwie czy matematyce nawet dwa razy mniej – mówi Ewa Chojnacka, rzeczniczka uczelni.

Niż nie wszędzie zbiera żniwo. Żadnych problemów z rekrutacją nie ma Politechnika Warszawska. Jak prognozują jej władze, przyjmie 6000 studentów, o 200 więcej niż przed rokiem. Skutków niżu nie zauważa jak dotychczas Uniwersytet Jagielloński. Nie musi się nim też martwić Szkoła Główna Handlowa.

Indeks

To luksus potentatów, uczelni od dekad, a nawet wieków harujących na dobrą reputację. Łódzkie szkoły walczą w nieco lżejszej kategorii. W rankingach taktownie ustępują miejsca innym. Dlatego o studentów muszą się bić już dziś. Jak?

Przede wszystkim właściwie zdefiniować “wroga”. Nie jest nim ani “niekorzystna atmosfera medialna”, ani deficyt kierunków zamawianych, ale właśnie niż demograficzny, który w najbliższych siedmiu latach – zdaniem ekspertów – wymiecie z polskich uczelni nawet 800 tysięcy studentów, a z obecnych 300 uczelni prywatnych zostawi może 50. Niż otwiera oczy na skalę i rangę problemu, przed którym stanęły łódzkie uczelnie. I nie pozostawia wątpliwości, że nie pokona się go samymi unikami i pobożnymi życzeniami. By przetrwać niż, potrzebna jest strategia złożona ze śmiałych i wzajemnie się napędzających pomysłów na przyciągnięcie studentów oraz żelazna konsekwencja w jej realizacji.

Ze strachu przed niżem uczelnie rozszerzają ofertę kierunków prowadzonych po angielsku, które coraz częściej współtworzą z pracodawcami. Szukają nawet za granicą – w SGH obcokrajowcy stanowią już 7,5 procent wszystkich studentów. Szkoły wystawiają się na międzynarodowych targach edukacyjnych, współpracują z agencjami.

Dobre praktyki mamy też na własnym podwórku. Są “Młodzi w Łodzi” – program, który bezpłatnymi stażami, stypendiami i dofinansowaniem akademików ma wiązać najzdolniejszych maturzystów i studentów z miastem. Kilka dni temu pisałem, że radni przydzielili pierwszych dziesięć mieszkań w odremontowanych kamienicach najzdolniejszym absolwentom łódzkich uczelni, a w każdym kolejnym roku takich mieszkań będzie więcej. Wreszcie powstają w Łodzi kierunki łączące wiedzę z różnych dziedzin i takie, o które błagają pracodawcy – inżynieria biomedyczna, gospodarka przestrzenna, lingwistyka dla biznesu. Uniwersytet płaci 1000 zł miesięcznie studentom pierwszego roku, którzy przyszli na uczelnię z tytułem finalisty lub laureata olimpiady. Politechnika, a w ślad za nią uniwersytet otworzyły licea, w których kształcą sobie idealnych studentów, a przy okazji świetnie się reklamują.

Te dobre pomysły nie przekładają się na rekrutacyjne sukcesy obu uczelni, bo kandydaci – zwłaszcza spoza Łodzi – mało o nich wiedzą. Marzy mi się portal, z którego wysypują się same miłe niespodzianki dla każdego, kto postanowi tu studiować. Stypendia, zniżki, oferty pracy i staży, mapa Łodzi akademickiej, połączenia komunikacyjne z innymi miastami. Dziś kandydat natrafia na te informacje przypadkiem i z osobna. Para idzie w gwizdek. Szkoda. Zwłaszcza że inne miasta i uczelnie nie śpią. Też płacą stypendia, dopłacają do mieszkań. Łódzkie bonusy powinny przebijać je zasięgiem i intensywnością. Dziś tak nie jest. Przez pięć lat dzięki programowi “Młodzi w Łodzi” stypendia dostało 114 studentów, zwrotem kosztów zakwaterowania cieszyło się zaledwie 14. Trochę mało jak na miasto, w którym studiuje blisko 100 tysięcy osób. Nie mówiąc już o tym, że takie programy powinny wymyślać uczelnie, nie czekając, aż zrobi to magistrat.

- Apokalipsy nie ma. Jako uniwersytet nieustająco jesteśmy źródłem dobrych produktów edukacyjnych – podsumował tegoroczną rekrutację na swojej uczelni prorektor Płuciennik. Życzę łódzkim szkołom, by dobre samopoczucie nie utrudniło realnej oceny rzeczywistości, a ich ofertę dobrze oceniali również studenci.

Mło­dzi w Łodzi