Raporty

Ludzie listy piszą...

2 178

Czy można znaleźć pracę w firmie, która nie publikuje żadnych ogłoszeń? Tak. Jednak nie wystarczy wysłać CV i liczyć na łut szczęścia. Lepiej napisać dobry list spekulacyjny.

Tegoroczna jesień ma być lepsza dla rynku pracy. Poprawę sytuacji zapowiedział już premier Donald Tusk, minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz i eksperci NBP. Wzrost zatrudniania zwiastuje też m.in. cykliczny raport Instytutu Badawczego Randstad. Wynika z niego, że w najbliższych sześciu miesiącach 28 proc. badanych firm zamierza zatrudnić nowych pracowników.

– To istotny wzrost optymizmu – o 8 punktów procentowych – w porównaniu do poprzedniej, majowej edycji naszego badania – uważa Kajetan Słonina, Dyrektor Zarządzający Randstad. Dlatego już teraz warto rozglądać się za interesującymi ofertami.

Część pracodawców zwiększających zatrudnienie skorzysta z portali rekrutacyjnych, część umieści ogłoszenia w prasie. Ale wiele firm nie pochwali się tym, że szuka nowych pracowników. Dlaczego? Bo nie zawsze informują o tym, że potrzebują kogoś do pracy. Według brytyjskiego dziennika „The Guardian”, nawet 70 proc. ogłoszeń rekrutacyjnych nigdy nie wychodzi poza organizację. Pracodawcy zanim zdecydują się zatrudnić kogokolwiek, szukają kandydatów swoimi kanałami. Polegają np. na poleceniu aktualnych pracowników albo stosują rekrutacje wewnętrzne. Czy to znaczy, że gdy na rynku nie ma dobrych ofert, to kandydat ma związane ręce?

list spekulacyjny cv

Jak przekonać przyszłego szefa?

Wbrew pozorom dostanie posady u pracodawcy, który nie publikuje ogłoszeń, jest możliwe. Wystarczy, że kandydat umiejętnie przekona do siebie firmę, a pomóc może w tym list spekulacyjny.

– W skrócie, chodzi o sytuację, gdy kandydat o określonych umiejętnościach sam oferuje współpracę firmie, w której te umiejętności mogą się przydać – opowiada Tomasz Rudnik, autor serwisu odpicujMiCV.pl, rekruter z wieloletnim doświadczeniem.

Zazwyczaj szukanie pracy ma charakter bierny – kandydaci przesyłają CV i list motywacyjny w odpowiedzi na konkretne ogłoszenia. A później czekają z założonymi rękami na kontakt ze strony pracodawcy. List spekulacyjny jest formą aktywnego poszukiwania zajęcia. W typowym liście motywacyjnym kandydat pisze tylko o sobie, licząc, że przekona do siebie rekrutera.

W spekulacyjnym natomiast przedstawia ramy i zasady korzystnej dla obu stron współpracy. Zanim jednak to zrobi, musi się sporo dowiedzieć o potencjalnym pracodawcy. W pierwszej kolejności zadaniem kandydata jest poznanie środowiska, w którym działa firma, jej produktów, usług, konkurencji, ale też słabych stron. Potem niezbędne jest obiektywne określenie własnych wad i zalet oraz „dopasowanie” tych drugich do potrzeb przedsiębiorstwa.

- Każdy pracodawca patrzy w pierwszej kolejności na to, jak potencjalny pracownik pomoże mu w prowadzeniu biznesu - tłumaczy Rudnik. To właśnie jest istotą listu spekulacyjnego: wyjaśnienie, w jaki sposób współpraca przełoży się na większy zysk lub sprawniejsze działanie firmy.

Praca nie z ogłoszenia

Rafał Mańka dziś jest programistą Java, wcześniej pracował w agencji reklamowej. Pracę w niej dostał, bo przekonał pracodawcę, że jego znajomość angielskiego przyda się w firmie. Ma 26 lat i imał się różnych zajęć, najczęściej niskopłatnych. Wreszcie postanowił, że zamiast odpowiadać na kolejne ogłoszenia, wyjdzie z inicjatywą i sam odezwie się do pracodawców. Udało się. Zatrudniła go druga agencja, z którą się skontaktował.

- Pracodawcy boją się, że kandydat będzie leniwy i roszczeniowy, a aktywne szukanie wysyła jeden bardzo ważny komunikat: ten człowiek jest zmotywowany i po prostu mu się chce – opowiada Mańka.

Jego opinię potwierdza Elżbieta Tomczuk, Talent Development Manager z Mars Polska, która kiedyś sama znalazła pracę dzięki listowi spekulacyjnemu. - Takie podejście pokazuje, że kandydat jest dojrzały, ambitny i wie, czego chce, a to przecież dobre cechy. Jeśli do tego ma określone umiejętności, to naprawdę zwiększa swoje szanse na rynku pracy – mówi. Dodaje też, że kolejnym sposobem zwrócenia na siebie uwagi pracodawców są biznesowe portale społecznościowe. Sama, dzięki aktywności w nich dostała kilka ofert pracy.

Jacek Miciński, właściciel agencji PR przyznaje, że na pewno dałby szansę autorowi dobrego listu. – Spotkałbym się z osobą, która widzi niedoskonałości w działalności firmy i podpowiada, jak je rozwiązać, ale nie z taką, która ogranicza się wyłącznie do krytyki – mówi.

Z takiego rozwiązania z powodzeniem mogą korzystać kandydaci na różnych szczeblach kariery i w różnych branżach. Ale, jak przyznaje Rudnik, stosunkowo rzadko zrobią to przedstawiciele kadry zarządzającej wyższego szczebla. Takich pracowników na ogół rekrutuje się za pomocą wyspecjalizowanych firm headhunterskich.

Warto też pamiętać, że nawet najlepiej skonstruowany list nie jest gwarancją zatrudnienia. Jeśli nie dostaniemy żadnej odpowiedzi od razu, nie oznacza to, że nasze starania nie zostały zauważone. - Działy HR zbierają CV dobrych kandydatów, w ten sposób mogą szybko zareagować, gdy w firmie są nagłe zmiany personalne lub planuje ona rozwój – przekonuje Rudnik.

Mło­dzi w Łodzi