Wiadomości

Od obsługi inwestycji zagranicznych, do promocji polskich produktów i usług

Z Tomaszem Pisulą – Prezesem Zarządu Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu S.A. rozmawia Wiktor Doktór.

Wiktor Doktór: Od kilkunastu miesięcy w PAIH wprowadzane są zmiany. Nie dotyczą one tylko nazwy Agencji, ale przede wszystkim modelu jej pracy. Gdybyśmy mieli w kilku punktach powiedzieć, co było najważniejszą kluczową zmianą między PAIiIZ a PAIH, to, co by to było?

Tomasz Pisula: Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych zajmowała się przede wszystkim obsługą inwestycji zagranicznych. Do tego celu powołano niegdyś Agencję do życia. Sposób jej funkcjonowania odzwierciedlał realia lat 90-tych, kiedy Polsce zależało na napływie kapitału zagranicznego. Teraz, gdy polska gospodarka już się rozwinęła, gdy śmiało konkurujemy na rynkach zagranicznych, premier Morawiecki uznał, że potrzebujemy Agencji, która będzie odpowiedzialna nie tylko za napływ kapitału, ale również będzie promować polskie produkty i usługi na rynkach zagranicznych. Moim zdaniem, to najwyższy czas, aby Agencja tego typu zaczęła funkcjonować również w Polsce. Zwłaszcza, że należymy do grona państw, które korzystają z handlu zagranicznego. Eksport jest jednym z kół zamachowych gospodarki naszego kraju.

Tak więc, wskazano PAIiIZ jako podmiot, który już realizował zadania podobne i – w drodze przekształceń statutowych – powołano do życia Polską Agencję Inwestycji i Handlu. Proces transformacji PAIiIZ był poprzedzony wielomiesięcznymi przygotowaniami, jeszcze w Ministerstwie Rozwoju. Ja też w części tych prac brałem udział. Wydaje mi się, że model, który został wybrany dla Agencji, to rozwiązanie łączące w sobie najlepsze cechy kilku wiodących światowych modeli: zalety nowego, brytyjskiego Department For International Trade, Business Funds oraz tego, co robią Francuzi i Włosi. Doganiamy Zachodnią Europę, a przekształcenie Agencji odzwierciedla ten proces. Niedawno rozmawiałem z kolegami z włoskiej ambasady o tym, co robimy. Wysłuchali jaka jest nasza nowa misja, po czym z uśmiechem odpowiedzieli, że doskonale to rozumieją, gdyż podobnie postępują już od dziewięćdziesięciu lat. Aż trzeba zapytać: dlaczego nie zrobiono podobnie wcześniej również w Polsce?

Jednym z ważnych kroków, które zostały zrobione w PAIH, jest uruchamianie zagranicznych placówek. Czemu mają one służyć?

Przede wszystkim mają one pomóc skrócić polskim przedsiębiorcom czas dotarcia do rynków zagranicznych. Międzynarodowe badania pokazują, że firma potrzebuje około dwóch lat na przygotowanie ekspansji zagranicznej: rozpoznanie rynku, zmierzenie się ze wszystkimi tematami prawnymi, itd. Natomiast, jeśli wynajmie w wybranym kraju doświadczonego agenta, który wie od czego zacząć ten proces, to ten czas można skrócić nawet do sześciu miesięcy. PAIH ma zmierzyć się z tym zadaniem.

Chcemy też skorzystać z bardzo dobrej koniunktury gospodarczej. Polska ma dziś dodatnie saldo eksportu i grzechem zaniedbania byłoby ignorować tę sytuację. Mamy świetnie wykwalifikowaną i zarazem wysoko zmotywowaną kadrę, a przy tym – czas taniego pieniądza w Polsce. Krótko mówiąc, oferujemy wysoki standard produktów i usług za dobre pieniądze. Tym bardziej, że coraz więcej polskich firm szuka nowych możliwości rozwoju. Pomożemy polskiemu biznesowi spieniężyć ten potencjał. Mówimy im: spróbujcie wyjść z ofertą poza Unię Europejską.

Mamy narzędzia i pomysł, jak wesprzeć firmy w tym działaniu. Całkowicie zmieniliśmy model wsparcia polskiego handlu zagranicznego. Ministerstwo Rozwoju zdecydowało, że w ramach nowej struktury Agencji, utworzone zostaną biura handlowe, które zastąpią dotychczasowe Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji. To radykalna zmiana optyki. WPHI były jednostkami, gdzie pracę znalazło wielu ludzi o doświadczeniu bardziej urzędniczym, niż biznesowym, a także działacze polityczni. Nie do końca „czuli” oni rynek. W tamtym modelu ich głównym klientem było Ministerstwo, a nie przedsiębiorcy. My zupełnie inaczej postawiliśmy akcenty. Klientami PAIH i Zagranicznych Biur Handlowych Agencji są polscy przedsiębiorcy, którzy mają realną szansę zarobić za granicą. Natomiast produktem, jaki oferujemy, jest przede wszystkim informacja gospodarcza, pozwalająca firmom zredukować ryzyko wejścia na czę- sto zupełnie dla nich nowy rynek, gdzie jest jednak nisza dla ich produktów, usług czy inwestycji. Wspomniałem już o tym, ale powtórzę jeszcze raz: taki klient potrzebuje wsparcia biura handlowego i takie właśnie zakładamy. Będą one działać w formie zagranicznego przedstawicielstwa PAIH. Te jednostki mają w szybki i skuteczny sposób pomagać polskiemu biznesowi zrobić pierwszy krok w nowym miejscu, uzbroić go w odpowiednie kredyty eksportowe czy ubezpieczenia z puli naszych partnerów z Polskiego Funduszu Rozwoju. Dopasujemy też partnerów biznesowych po drugiej stronie, a nawet pomo- żemy pozyskać granty od administracji na rynku docelowym. Zagraniczne Biura Handlowe będą również łowić potencjalnych inwestorów zainteresowanych ofertą Polski.

Zastąpienie modelu urzędniczego koncepcją biur handlowych pociągnęło za sobą rezygnację ze statusu dyplomatycznego jednostek zagranicznych i siłą rzeczy przesądziło o likwidacji WPHI.

Do tej pory, ważną rolą PAIH było wsparcie inwestorów zagranicznych i pomoc im w rozwijaniu biznesu w Polsce. Ogromny potencjał leży jednakże w polskich spółkach i projektach start-upowych. Jak PAIH wspiera rozwój tej grupy przedsiębiorców?

Obsłużyliśmy setki inwestorów zagranicznych. Mamy unikalne w skali kraju doświadczenie w procesie implementacji inwestycji i doradztwa lokalizacyjnego w Polsce oraz za granicą. Wypracowaliśmy też solidne relacje z firmami zagranicznymi w kraju. Na co dzień działamy z naszymi odpowiednikami na całym świecie. A przy tym wiemy, w jakie drzwi zapukać tam, gdzie inni dopiero „raczkują”, jak choćby w Iranie, całej Afryce Chinach czy Azji Południowo-Wschodniej. Tę ogromną, gromadzoną przed dwie dekady wiedzę wykorzystujemy teraz do wsparcia polskich firm, w tym tych innowacyjnych.

Jeśli chodzi o młode firmy technologiczne, to nasza aktywność idzie kilkutorowo. Po pierwsze, łączymy start-upowców z inwestorami, ale też z dużymi polskimi firmami. Wielcy gracze poszukują wśród produktów polskich start-upów rozwiązań, które wypełniłyby ich niszę technologiczną. Widzimy też, że szukają talentów i takie staramy się im rekomendować. Druga rzecz, to pomoc polskim firmom z segmentu high-tech w implementacji projektów za granicą. Młodzi innowatorzy, którzy weszli już w biznesowe buty widzą, że bez oddziału zajmującego się „business developmentem” w kraju, do którego chcą wejść, się nie obejdzie. Takie firmy traktujemy jak polskich inwestorów zagranicznych. Wypracowaliśmy dla nich specjalną ścieżkę doradztwa lokalizacyjnego: od selekcji kierunku, wyboru miejsca, po dobór potencjalnych partnerów. Jedziemy z nimi na wizytę studyjną, wprowadzamy je w nowe otoczenie – kontaktujemy z lokalnymi doradcami od rynku pracy, podatków, grantów, prawnikami czy księgowymi.

Innowatorom zazwyczaj doradzamy start w co-workingach. Już od pierwszego dnia działania rozbudują sieć kontaktów, wzmacniając swoją pozycję rynkową. Dla chętnych do podboju Doliny Krzemowej nasze biuro w San Francisco, czyli The Polish Hub – daje bezpłatne biurko na start w słynnym Rocket Space. Na polskie firmy czeka też zarządzająca The Polish Hub prawniczka polskiego pochodzenia, która przez dziewięć lat zajmowała się kwestiami własności intelektualnej i zna inwestorów w Palo Alto.

Kolejny projekt dla tego segmentu rynku, który niebawem chcemy wdrożyć to Polskie Mosty Technologiczne. Chodzi między innymi o pomoc polskich oraz zagranicznych mentorów w profilowaniu strategii wejścia firm na dwadzieścia nowych rynków.

Mam wrażenie, że być może Polska trochę przegapiła lata 90-te i początek dwutysięcznych, jeżeli chodzi o cyfrowy kierunek rozwoju przemysłowego kraju, ale teraz – kiedy łatwiej jest założyć biznes, a Polacy wymyślają światowej klasy technologie – szybko nadrabiamy straty. Polskie firmy technologiczne mają wielki potencjał. Widać to było na tegorocznych targach Hannover Messe, gdzie przy wsparciu sponsorskim ORLENU, pokazaliśmy wiele takich wybitnych innowatorów.

Gdybyśmy mieli spojrzeć szerzej na polską gospodarkę, to które branże mają największą szansę rozwoju w tym roku i kolejnych latach? Czy dla tych branż PAIH ma przygotowane jakieś szczególne programy wsparcia? I jak w tej grupie plasuje się sektor BSS??

Na podstawie analiz trendów, Ministerstwo Rozwoju przygotowało listę dwunastu sektorów polskiej gospodarki, które mają największą szansę na globalny sukces. W ten sposób powstało dwanaście Marek Polskiej Gospodarki, a tak- że branżowe programy promocji każdej z nich. W kolejnych latach za promocję aż dziewięciu z tych sektorów odpowiadać ma Polska Agencja Inwestycji i Handlu. Są to: sprzęt medyczny, części samochodowe i lotnicze, maszyny i urządzenia, biotechnologia i farmaceutyka, moda polska, kosmetyki, budowa i wykańczanie budowli, jachty i łodzie oraz meble. W ramach programu pomożemy firmom z tych obszarów wejść na rynki pozaunijne, których – ze względu na istniejące ryzyko i koszty – przedsiębiorcy dotąd nie brali pod uwagę w planach eksportowych. Wśród nich są m.in.: Algieria, Meksyk, Indie, Iran oraz Wietnam.

Polski sektor BSS częściowo również będzie objęty promocją programu Marek Polskiej Gospodarki, ponieważ do tej grupy włączono segment IT/ICT. Choć nie jesteśmy realizatorem tego programu, od lat wspieramy i badamy tę niezwykle dynamiczną branżę. Wspominałem o polskich inwestorach zagranicznych, którym pomagamy. Sporo z nich reprezentuje ICT. Są wśród nich również twórcy rozmaitych aplikacji czy segment fin-tech.

Usługi nowoczesne od dłuższego czasu są też niekwestionowanym liderem wśród Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych, które wspieramy. Stanowią około 1/3 naszego portfela. Do czerwca pomyślnie zakończyliśmy prace nad 13 projektami. Dominują wśród nich inwestycje w centra usług wspólnych i właśnie te z obszaru komercyjnych usług IT.

Natomiast aktualnie pracujemy nad kolejnymi 58 projektami o łącznej wartości 146 mln euro. Jeśli wszystkie zostaną zrealizowane, przybędzie ponad 18 tys. nowych miejsc pracy w całym kraju. Liczymy też na to, że uda nam się zdobyć nowe inwestycje BSS w następstwie Brexitu.

Jesteśmy dokładnie w połowie roku 2017. Jak ocenia Pan pierwsze półrocze w obszarze działalności PAIH i jakie są najważniejsze cele na kolejne 6 miesięcy?

Od października 2016 roku odpowiadam za Agencję, od tego czasu zrobiliśmy już bardzo wiele. Wykonaliśmy potężną pracę logistyczno-koncepcyjną nad powstaniem Zagranicznych Biur Handlowych. W ciągu tych kilku miesięcy uruchomiliśmy dziewięć z nich, a dopinamy ostatnie sprawy, aby otworzyć trzy kolejne już za moment. Do końca 2019 r. działać ma 69 biur, czyli musimy otwierać rocznie około dwudziestu. Stąd też pierwszy bezpośredni cel na drugą połowę 2017 roku: założenie ośmiu biur zagranicznych. Prace nad tym już trwają. Większość tworzonych biur znajduje się poza Unią Europejską, m.in.: w Nairobi, Singapurze, San Francisco, Toronto, Meksyku, Ho Chi Minh City, a nawet Teheranie, gdzie jesteśmy pionierem dla tego typu placówek, działających bez statusu dyplomatycznego. W takich przypadkach mam wrażenie, że pływamy po wodach, dla których nikt przed nami jeszcze nie przygotował map.

Kolejna rzecz – do Sejmu aktualnie trafiła ustawa regulująca pracę naszej Agencji. Musimy więc czuwać nad tym, jak jest ona w Sejmie procedowana i czy wszystkie kluczowe dla nas elementy w niej się znajdą. To praca trochę na tyłach sceny, ale niezwykle ważna. W jakiej formie z Sejmu wyjdzie ustawa o PAIH, na wiele lat określi nasz mandat, a także zdecyduje o tym, czy wszystko, czego oczekuje od nas premier Morawiecki i Ministerstwo Rozwoju uda się zrealizować. Pracujemy też nad uruchomieniem programów promocyjnych powierzonych nam przez Ministerstwo Rozwoju, w tym wspomnianego wcześniej projektu Mostów Technologicznych.

Naszym celem jest też utrzymanie dobrego tempa, jeśli chodzi o obsługę inwestycji zagranicznych wchodzących do Polski. Ubiegły rok był rekordowy. Teraz też idzie nam bardzo dobrze. Porównując obecny rok do poprzedniego, przykładowo pod względem całkowitej wartości projektów, nad którymi aktualnie pracujemy, mogę przyznać, że mamy wzrost o ponad 2 mld euro! Życzyłbym Agencji i naszym inwestorom również podwyższenia wyników w reinwestycjach z już imponującego poziomu 60% do 65%. Reinwestycje, czyli wypracowany w Polsce kapitał, który ponownie został tu zainwestowany, to dobry wskaźnik satysfakcji z oferty naszego kraju i usług świadczonych przez PAIH. Od zeszłego roku już kilkakrotnie rozmawiałem z inwestorami, którzy nawet nie czekali na zakończenie budowy swoich zakładów produkcyjnych w Polsce, tylko jeszcze podczas ich budowy dzwonili do nas i prosili o pomoc w uruchomieniu nowych podprojektów. Utrzymanie tej dynamiki byłoby wspaniałe.

Ciekawe jest też przetasowanie wśród inwestorów pod względem krajów, z których wywodzą się projekty w naszym portfelu. Od dawna najwięcej inwestycji i największe wartości projektów przechodzących przez PAIH dotyczyło USA i Niemiec. Trzecie i następne miejsca zmieniały lokatorów. Teraz rywalizacja o drugie miejsce toczy się – uwaga – między Niemcami a Japończykami. W przypadku tych ostatnich łączna wartość projektów w ciągu roku wzrosła o około 600 mln euro. Japończycy dostrzegli jaki potencjał drzemie w polskiej kadrze. Widzą też w PAIH solidnego partnera. Mamy w Agencji coś w rodzaju „Japanese desk”. Do tego z naszym japońskim odpowiednikiem JETRO oraz Ambasadą Japonii w Warszawie łączą nas bardzo dobre relacje. Takie właśnie elementy składają się na wzrost japońskiego zaangażowania w Polsce i coraz częstsze telefony od firm z tego kraju, które ostatnio odbieramy.

Muszę przyznać, że niemieccy przedsiębiorcy, których poinformowałem na targach w Hanowerze o tym, że ich japońscy koledzy „depczą im po piętach”, mieli dość zaskoczone miny. Zdziwienie malowało się też na twarzy niemieckiej minister odpowiedzialnej za gospodarkę. Ale to bardzo dobrze. Nie ma nic lepszego niż trochę konkurencji między firmami.

Gdyby miał Pan udzielić rady polskim firmom, chcącym rozwijać swój biznes poza granicami naszego kraju, to co by to było?

Zalecałbym zdrowy rozsądek. Z jednej strony, rynki zagraniczne są miejscem, gdzie można liczyć na dodatkową marżę, ale są to pieniądze dla zuchwałych – tak bym to określił. Dla osób działających zachowawczo podstawowym rynkiem będzie rynek Unii Europejskiej, choćby z tego powodu, że koszty komunikacji są nieduże, jest w miarę przewidywalny porządek prawny, koszty działalności da się też określić z góry. To też rynek duży – około 500 milionów mieszkańców i wspólny obszar celny. Na terenie Unii polskie firmy poradzą sobie praktycznie same. Ewentualnie mogą prosić o pomoc Państwa, ale taką bardziej na poziomie metapolitycznym, np. skarg dotyczących konkurencji do komisji Unii Europejskiej.

Natomiast rynki pozaeuropejskie to zupełnie inna historia. Wiele wyzwań. Weźmy przykład firm, które weszły do Afryki i doskonale tam sobie radzą. Oczywiście muszą zmierzyć się ze wszystkimi problemami związanymi z budową interesów w krajach, które są być może mniej przewidywalne niż rzeczywistość europejska. Ale też i rynek jest zdecydowanie większy, są dużo większe marże. Można sprzedawać drożej trochę starsze technologie. Często tam jest też mniejsza konkurencja. Polskie firmy w takich miejscach mają asa w rękawie: jesteśmy z Unii Europejskiej. W Afryce nie kojarzymy się z kolonialną przeszłością. To daje nam dodatkowej wiarygodności.

Jeśli miałbym doradzić przedsiębiorcy czy wyjść za granicę czy nie, to po pierwsze zadałbym pytanie, czy chce eksportować i czy ma odpowiedni produkt na zagranicę. Dla części z naszych firm, Polska jest już być może za małym rynkiem. W takiej sytuacji następnym przystankiem powinien już być rynek zagraniczny i wtedy warto zastanowić się, czy skoncentrować się na Unii. Jeśli jednak ma on coś, co może z zyskiem sprzedać poza Unią, to warto poszerzyć horyzont działań. Na pewno należy się przygotować na ewentualne straty – to nie jest tak, że od pierwszego dnia będziemy zarabiać. Mogą się też zdarzyć rzeczy, które sprawią, że po prostu straci i to nieodwracalnie.

Dlatego zachęcałbym do minimalizacji ryzyka. Tam, gdzie można, należy korzystać z kredytów ubezpieczeniowych oferowanych w ramach grupy Polski Fundusz Rozwoju, w tym przypadku przez Korporację Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. Po finansowanie projektu zagranicznego warto natomiast zgłosić się do Banku Gospodarstwa Krajowego. Jeżeli chcemy znacząco obniżyć ryzyko związane z zakładaniem spółek specjalnego przeznaczenia za granicą, to warto podjąć współpracę z Funduszem Ekspansji Zagranicznej BGK, który dostarcza kapitał, ale też bierze na siebie ryzyko. Jeśli interes nie wypali, to bank weźmie na siebie część straty, proporcjonalnie do zainwestowanego kapitału.

Jest takie australijskie porzekadło – surfing na dużych falach, to nie jest miejsce dla niezdecydowanych. Innymi słowy, jeśli ktoś chce wyjść na rynki zagraniczne, to musi być świadomy pewnego ryzyka. Na przykład tego, że zawożąc swoje innowacyjne produkty do kraju, który jest znany z tego, że nie respektuje prawa do własności intelektualnej, musi założyć, że produkty te mogą zostać skopiowane. Znam jednego z polskich eksporterów, który świadomie nie patentuje swoich rozwiązań – mówimy tu o zaawansowanych technologiach elektronicznych. Nie robi tego, gdyż wie, że np. chińska konkurencja traktuje te zbiory patentowe, jako darmową dokumentację techniczną. Oczywiście, producent ten walczy z takimi praktykami na rynku, a ponieważ rzeczywiście jest bardzo innowacyjny, często zmienia i udoskonala swoje produkty, zanim konkurencja dokładnie zrozumie jaką technologię ma on w swoich urządzeniach. Taka praktyka pozwala mu uniknąć kosztów związanych z rejestracją i ochroną patentową.

Namawiałbym firmy także do rozsądnej i chłodnej kalkulacji co do tego, co można zyskać, co można stracić, a także do sumiennego rozpoznania rynku. To akurat nasze pole działania. Dlatego zapraszam do PAIH po wsparcie. Postraszyłem, to teraz troszkę osłodzę ten obraz: nie zawsze trzeba się tak bardzo bać ryzyka. W końcu do odważnych świat należy. Można stracić, ale przecież można też zyskać. Po to robi się interesy. Zdarza mi się spotykać polskich przedsiębiorców w bardzo niewiarygodnych sytuacjach i miejscach. I najczęściej dobrze sobie tam radzą.

Warto brać przykład z naszej konkurencji i przedsiębiorstw z innych krajów. Zanim wejdą na rynki zagraniczne, wcześniej w swoich krajach umawiają się wzajemnie co do tego, kto w chodzi w jakie projekty. W ten sposób nie rywalizują ze sobą za granicą. Wojna o klienta, wojna o rynki, wojna o pieniądze – to się dzieje wewnątrz gospodarki. Nigdy podczas ekspansji zagranicznej. W takich przypadkach idą razem, ręka w rękę, nawzajem się rekomendują, nawzajem pozyskują dla siebie zlecenia zagraniczne, prowadzą crosspromocję. Powinniśmy robić tak samo. Jeśli polskie firmy pójdą w świat razem, mają szansę zmaksymalizować korzyści.

Zachęcam też przedsiębiorstwa, które wychodzą na rynki zagraniczne ze swoimi produktami czy usługami, do brandowania produktów jako pochodzących z Polski. Taka praktyka coraz mocniej zaczyna się liczyć zagranicą, ponieważ to,co wytwarzamy jest naprawdę świetnej jakości. Mamy znacznie lepszą markę niż niejednokrotnie sami bylibyśmy w stanie to przyznać. Tymczasem w zasadzie sprzedajemy anonimowo, głównie jako poddostawcy. Na polskich produktach widnieją często obce loga, przykładowo pośredników.

Na koniec pytanie o polskie miasta. Widzimy, że przedsiębiorczość w nich rozwija się w różnym tempie. Czy PAIH ma dedykowany program wspierania lub rozwoju polskich miast? O czym polskie miasta powinny wiedzieć i z czego mogą korzystać w obszarze swojej promocji inwestycyjnej?

Mamy bardzo dobre relacje z samorządami, a w tym obszarze sporo się dzieje w Agencji. Realizujemy kilka programów dla jednostek samorządu terytorialnego Chodzi głównie o stałe podwyższanie kompetencji w obsłudze inwestorów i wypracowanie strategicznego podejścia do rozwoju gospodarczego JST. Jeden z tego typu projektów prowadzimy od 2016 roku w konsorcjum z MSWiA i Mazurską ARR. Ma on na celu opracowanie standardów obsługi inwestora. Na razie to pilotaż dla Warmii i Mazur, ale od 2019 roku ma objąć cały kraj. Robimy też audyty terenów inwestycyjnych, certyfikujemy Centra Obsługi Inwestora – wszystko właśnie po to, by jakość była stale podnoszona.

Główny ciężar obsługi inwestycyjnej spada na gminy. Muszą być one tego świadome i przygotowane do wypełnienia zadania. Jeśli więc nauczymy samorządowców dobrze obsługiwać inwestora, to wszyscy na tym skorzystają: inwestorzy, regiony, no i my będziemy mieli mniej pracy.

Zaobserwowałem, że samorządy mają skłonność do prowadzenia wewnętrznych sporów. Bardzo często zdarza się, że mam „gorącą linię”, gdzie po jednej stronie są światowe koncerny, które chcą zlokalizować bardzo dużą inwestycję w kraju, a z drugiej strony mam wójta, burmistrza, wojewodę czy marszałka, których z kolei muszę przekonywać, by przestali się kłócić i razem wykonali przykładowo 2 kilometry rowu odwadniającego, kluczowego dla nowej inwestycji. Lokalne konflikty o np. uzbrojenie terenu lub poprawienie infrastruktury dojazdowej do nieruchomości, potrafią „wywrócić” nawet największą inwestycję i to zdeterminowanego inwestora. Dlatego kooperacja jest najważniejsza. Na to szczególnie uczulamy partnerów w samorządach.

Kolejna rzecz, jeśli mogę wrzucić kamyczek do ogródka naszych partnerów samorządowych. Inwestorzy najchętniej chcieliby, aby ich projekt jak najdłużej pozostał poufny, czy wręcz tajny. Firmy, które inwestują też żyją w otoczeniu konkurencyjnym. Tymczasem – w niektórych przypadkach – lokalni włodarze kierują się nieco innymi zasadami. Mają tendencję do bycia pierwszymi, którzy w mediach pochwalą się nową inwestycją. Z tego powodu, część z inwestorów decyduje się na przeniesienie projektu do innego miasta, uznając, że lokalnie mieli niewiarygodnych partnerów. Poufność w relacjach z inwestorami jest bardzo istotna i należy o tym zawsze pamiętać.

Dziękuję bardzo za rozmowę.