Wiadomości

Skoro nie możemy się spotkać fizycznie, porozmawiajmy online

536

Skoro nie możemy spotykać się fizycznie, to będziemy porozumiewać się online – zdają się teraz mówić jednym głosem zarówno korporacje, jak i małe i średnie przedsiębiorstwa. Czyżby home office miał wejść na stałe do wachlarza popularnych form świadczenia pracy? Można odnieść wrażenie, że dla wielu komentatorów to będzie naturalna kolej rzeczy.

W zasadzie to bardzo pożądana reakcja biznesu – przenieść co się da do Internetu – na krytyczną sytuację, którą zgotował nam koronawirus. I również reakcja niezaskakująca, przecież od lat ogromna część spraw, zarówno w administracji, jak i biznesie rozgrywa się wirtualnie, a tony mniej lub bardziej formalnych dokumentów przepływają przez skrzynki e-mailowe, aplikacje i formularze www.
Pracodawcy słusznie uznali, że trzeba chronić swoich podwładnych przed koronawirusem i zgodnie z wytycznymi lekarzy epidemiologów kazać zostać im w domach. Jednocześnie uświadomili sobie, że nie mogą wszystkich zwolnić z obowiązku świadczenia pracy. A zatem komu było można zaaplikowali rozwiązanie określane mianem home office. I nagle, coś, co do niedawna było luksusem dostępnym dla nielicznych, z dnia na dzień stało się normą. Miliony zaczęły świadczyć pracę nie wychodząc z domu.

W efekcie są branże, które w dobie ogólnoświatowej pandemii doświadczają teraz prawdziwego oblężenia. I jedną z nich jest niewątpliwie telekomunikacja, czyli komunikacja na odległość. Wręcz drugą młodość przeżywają – poniekąd już spowszedniałe – systemy do prowadzenia wideokonferencji.

Narzędzie znane chętnie widziane

Oczywiście z rozwiązań typu wideokonferencja korzystało się w korporacjach międzynarodowych od dekad. Od lat, ze względu na postęp technologiczny i spadające ceny usług, chętniej zaczęły korzystać małe i średnie przedsiębiorstwa (czego dowodem jest rozkwit takich spółek jak np. amerykański Zoom). A dla freelancerów i start-upów to zawsze była rutyna. Jest jednak jedno „ale”. Dotychczas nikt nie korzystał z tych rozwiązań na taką skalę i nie używał ich „do wszystkiego” (patrz ramka poniżej). Po części dzieje się tak z przyczyn obiektywnych, faktycznie trudno o lepszy zamiennik. Do dyspozycji mamy nie tylko głos, ale i obraz – co teoretycznie mocno poprawia interakcję z rozmówcą. W jakimś sensie obraz też dyscyplinuje.

Wykorzystywanie i niejako odkrywanie nowych zastosowań - dotychczas niepraktykowanych w danej organizacji – powoduje, że zaczynamy wierzyć w uniwersalność wideokonferencji. Zaczynamy zastanawiać się, czy przychodzenie do biura miało sens (skoro tak wiele można teraz załatwić siedząc w kapciach na kanapie)? W mediach społecznościowych nie sposób nie trafić na wpisy zachwyconych (póki co) tą formą pracy.

Teraz jest smutno

Jednak ta zdawałoby się technologiczna sielanka ma swoje wady, fundamentalne z punktu widzenia ludzkiej percepcji. Wideokonferencja, choć w wielu przypadkach atrakcyjna, stanowi jedynie substytut naturalnej konwersacji, którą dla człowieka jest fizyczny kontakt z drugim człowiekiem. Jak to ujęła moja córka, ucząca się właśnie online: „Wolałam normalnie chodzić do szkoły. To była frajda - spotkać znajomych, wysłuchać wyjaśnień od nauczycieli, nawet jeśli nie za wszystkimi się przepada. Teraz jest smutno”. Tymi słowami dotknęła sedna problemu. Komunikacja interpersonalna nie składa się wyłącznie z naszego głosu i wizerunku naszej twarzy. Żeby dobrze zrozumieć intencje rozmówcy musimy mieć dostęp do mowy jego ciała, jego gestykulacji. Musimy mieć szansę na wejście z nim w interakcję. Formuła wideokonferencji, mimo wielu udogodnień, znakomitej jakości dźwięku i obrazu, nie tworzy przestrzeni na naturalne dla nas odruchy. A nawet na takowe nie pozwala.

Zwykłe danie znaku ręką, znaczące spojrzenie w oczy rozmówcy czy chrząknięcie w trakcie jego wypowiedzi - każdy z tych gestów ma wpływ na odbiór komunikatu. Ale w żaden sposób nie doświadczymy tego za pośrednictwem nawet najlepszego systemu do wideokonferencji.

Tu i teraz

Poza tym pewne sprawy dzieją się tu i teraz. W biurze czy coworku moglibyśmy po prostu głośno zapytać i natychmiast usłyszeć reakcję naszych kolegów i koleżanek. Mieć ich spontaniczną, naturalną reakcję nieprzetworzoną przez kamerę i mikrofon. I nie odłożoną w czasie. Co także niesie ze sobą konsekwencje w komunikacji.

Tak, wideokonferencje są bardzo dobrym rozwiązaniem na dzisiejsze, nietypowe, trudne miesiące. Z pewnością wyniesione teraz doświadczenia pozwolą wielu pracodawcom z mniejszą obawą decydować się w przyszłości na delegowanie pracownika do pracy w systemie home office. Zapewne część pracodawców odkryje nowe źródło oszczędności w utrzymaniu swoich podwładnych wyłącznie online.

Ale nie oszukujmy się. Ludzie potrzebują ludzi, żeby dobrze funkcjonować. Nie da się dobrze komunikować, być twórczym i innowacyjnym nie wchodząc w interakcje z innymi. Wszystko mówi w tym kontekście tytuł bestsellerowej książki Elliota Aronsona: „Człowiek, istota społeczna”.

Waldemar Leszczyński, dyrektor zarządzający w agencji Futurama