Wiadomości

Staż płatny czy bezpłatny?

3 193

- Nie uważam, że staż powinien być płatny. Jeżeli ktoś przyjmuje do siebie młodego człowieka tylko po to, żeby ten robił ksero i parzył kawę, to taka praca powinna być płatna i nie może być nazywana stażem – mówi szef znanej firmy rekrutacyjnej. Rozmowa z Arturem Skibą, prezesem zarządu Antal International, międzynarodowej firmy rekrutacyjnej.

Marta Piątkowska: Dziś nikt już nie pyta, czy firmy chcą brać udział w edukacji zawodowej młodych. Staże i praktyki traktowane są jako obowiązek przedsiębiorców wobec młodego pokolenia. Pracodawcom to się podoba?

Artur Skiba, prezes zarządu Antal InternationalArtur Skiba: A jaki mają wybór? Młodzi po studiach nie mają zielonego pojęcia, co chcieliby robić. Nie wiedzą, jakie mają predyspozycje, co potrafią, na czym dokładnie polega zawód, który pięć lat temu wybrali praktycznie w ciemno. Staż ma im pomóc w odnalezieniu odpowiedzi na te pytania, a pracodawcom zaoszczędzić czasu podczas rekrutacji.

To znaczy?

- Zwykle ci, którzy podczas stażu odkrywają, że to jednak nie jest zajęcie dla nich, nie wracają już do danej branży. Sam jestem tego przykładem. Po kilku tygodniach pracy na stanowisku analityka w banku obiecałem sobie, że nie spędzę życia wpatrzony w rubryki Excela. Nie wysyłałem CV na podobne stanowiska, nie chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne, nie przyjmowałem pracy, do której nie miałbym serca.

Takie podejście działa też w drugą stronę. Ci, którym się spodobało i którzy się spodobali, zostają w firmie – tej od pierwszego stażu.

Staż

Bardzo wiele firm gotowych jest zatrudnić każdego, kto nadaje się do pracy. Zwykle w grupie stażystów już w rekrutacji są trzy, może cztery osoby, z którymi warto związać się na dłużej. I to jest oszczędność pracodawcy. Zamiast szukać pracowników na wolnym rynku, negocjować pensje, czekać, aż skończą im się okresy wypowiedzenia i wygasną umowy lojalnościowe, zdobywa się ludzi, którzy po pewnym czasie będą gotowi przejąć skomplikowane obowiązki. Z tego kontaktu z młodymi jest jeszcze jedna korzyść. Dziś firmy chcą być postrzegane jako pracodawcy odpowiedzialni społecznie, tacy, którzy interesują się czymś więcej niż bilans pod koniec roku. Gdy młodzi zostają u nich po stażu albo szybko znajdują pracę dzięki temu, czego nauczyli się na praktyce, to mówią o tym znajomym. To najlepszy PR i sposób na budowanie marki.

Stażysta firmę kosztuje. Gdy pomnożymy jego wypłatę, może się okazać, że taniej znaleźć kogoś, kto ma doświadczenie.

- Tak, stażysta, bez względu na to, czy pracodawca mu płaci, czy nie, kosztuje firmę. Stworzenie miejsca pracy, zaangażowanie stałego pracownika, który się nim opiekuje, kupno sprzętu, zużyta energia itd. to nie są małe kwoty. Z moich szacunków wynika, że to kwota kilku tysięcy złotych miesięcznie. Wbrew temu, co się o stażach sądzi i mówi, niewielu pracodawców bierze pod swoje skrzydła młodego człowieka, żeby siedział i nic nie robił.

O kosztach firm mówi się niewiele, dużo za to o tym, że firmom zdarza się za staże nie płacić.

- Nie uważam, że staż powinien być płatny. Na pewno powinien być fair. Gdyby to zależało ode mnie, zastosowałbym prostą zasadę: jeżeli ktoś przyjmuje do siebie młodego człowieka tylko po to, żeby robił ksero i parzył kawę, to taka praca powinna być płatna i nie może być nazywana stażem. Ale jeżeli firma zatrudnia studenta, daje mu na wstępie rozbudowany program stażu, dzięki czemu on wie, w jakim dziale i czego będzie się uczył danego dnia, zostanie mu przydzielony opiekun, który będzie nadzorował jego postępy, pomagał, wspierał i odpowiadał na pytania, to przez pierwszy miesiąc, może dwa, staż może być bezpłatny.

Właśnie przeciwko takim założeniom młodzi się buntują. Chciałby pan przez dwa miesiące pracować za darmo?

- Przypomnę definicję stażu. Z założenia to odpowiednik kursu zawodowego służący nauce, a nie praca. Dlatego uczelnie wysyłają na staże w trakcie roku akademickiego, traktując to jako zajęcia praktyczne. Czy za chodzenie na uniwersytet ktoś nam płaci?

Z drugiej strony, na rynku mamy masę szkoleń zawodowych. Ludzie płacą dużo, żeby w teorii nauczyć się np. zasad obsługi sekretariatu. Stażysta dostaje tę wiedzę za darmo, w teorii i praktyce. Jeżeli się wykaże, ma szansę otrzymać zatrudnienie.

Często renoma firmy, w której spędził te kilka tygodni, buduje jego pozycję na rynku pracy. Bardzo bym chciał, żeby wróciło dawne podejście do istoty staży. One nie służą zarabianiu pieniędzy, tylko nauce.

Skoro jest inne, to co się stało?

- Młodzi mają coraz bardziej roszczeniową postawę. Im więcej dostają za darmo, tym mocniej utwierdzają się w przekonaniu, że coś im się należy.

Moim zdaniem wynika to z wychowania. Polska klasa średnia, którą stać na rozpieszczanie dzieci, przy okazji wmówiła im, że w życiu nie ma nic za darmo. I mamy paradoks. Młodzi chcą dziś brać, ale dawać już niekoniecznie. Naprawdę niewiele robią, żeby dostosować się do obecnych realiów rynku. Nie ma w nich chęci pójścia na kompromis, nawiązania dialogu. Wszystko jest czarne albo białe.

Roli pracodawców pan nie widzi? Kilkumiesięczne darmowe staże, wykorzystywanie, zasłanianie się kryzysem.

- Mówiłem już, że staż to nauka. Jeżeli bardziej od zdobywania wiedzy przypomina pracę, to powinien być nazywany pracą. I wtedy brak wynagrodzenia jest karygodny.

Zgadzam się, że część pracodawców zwęszyła zysk cudzym kosztem i bezpłatnymi praktykami, stażami czy okresami próbnymi mami pracowników. Takie działania trzeba zgłaszać do odpowiednich instytucji, np. Państwowej Inspekcji Pracy.

Tylko co zrobić, gdy pracodawca-wyzyskiwacz to jedyna szansa na staż? Nie wszyscy mieszkają w dużych miastach, w niektórych branżach wybór firm jest ograniczony.

- Mimo wszystko młodzi nie powinni się zgadzać na taki wyzysk. Jeżeli na początku stażu zobaczą, że nie robią nic ciekawego, niczego się nie uczą, to mają do wyboru dwa rozwiązania: przesiedzieć cicho do ostatniego dnia, odebrać papier, a potem narzekać, że tylko stracili czas, albo odejść jak najszybciej i szukać innej możliwości. Jeżeli nie mają propozycji w swoim mieście, mogą próbować w tym najbliższym, dobrze skomunikowanym punkcie. Może tamten pracodawca pokryje koszty dojazdów. Dobrym wyjściem jest też szukanie stażu bądź praktyk w branżach pokrewnych, które uczą chociaż częściowo obowiązków czy kompetencji, na których najbardziej komuś zależy. To przyniesie więcej korzyści niż tkwienie w miejscu, w którym marnuje się czas.

Myśli pan, że student, któremu brak doświadczenia zawodowego, będzie potrafił bezbłędnie określić, jakich kompetencji nauczą go poszczególne stanowiska?

- Może mieć z tym problem, ale to nie jego wina. Obecny system edukacji nie zakłada informowania młodych o tym, jak na różne sposoby zdobywać podobną wiedzę i umiejętności. A szkoda, bo gdyby to wiedzieli, być może nie nastawialiby się na jedno, sztywne rozwiązanie, tylko bardziej elastycznie podchodzili do zdobywania doświadczenia i odkrywania, co mogą robić w życiu. Młodzi to największy potencjał przedsiębiorców i gospodarki. Wszyscy musimy się postarać, żeby go nie zmarnować.

Mło­dzi w Łodzi