Wywiady

Polski projekt oparty na R&D rewolucjonizuje branżę żywieniową

2 103

Czy nowatorski projekt wykorzystujący rezultaty badań naukowych może być odpowiedzią producentów świeżej żywności na globalne wyzwania, powodujące coraz trudniejszy dostęp do dobrych jakościowo produktów rolnych? W rozmowie z Łukaszem Maciakiem, założycielem i prezesem zarządu Bioponic Farm, dowiadujemy się o innowacyjnej technologii uprawy akwaponicznej, która umożliwia zrównoważoną produkcję zdrowej żywności przez cały rok, bez użycia gleby i środków chemicznych.

 

Dymitr Doktór, FOCUS ON Business: Naukowcy alarmują, że przyszłe pokolenia będą zmagać się z brakiem żywności. Produkty spożywcze drożeją w coraz szybszym tempie, o czym przekonujemy się regularnie podczas zakupów. Obserwujesz ten rynek od wielu lat. Czy uważasz, że powinniśmy obawiać się, że w którymś momencie zabraknie nam pożywienia?

Łukasz Maciak, Bioponic Farm (wcześniej Plantlab): Myślę, że żywności nam na razie nie zabraknie, ale jej jakość drastycznie spadnie. Dzisiaj na świecie głoduje prawie miliard ludzi i przez wiele lat to się nie zmieniło. Niebawem jednak staniemy przed takim momentem, w którym, chociażby w Europie, zabraknie... świeżej żywności. Warzyw i owoców produkowanych w łańcuchu miesięcznym. W okresie wegetacyjnym dostarczają je krajowi producenci rolni.

W Polsce, jak wiadomo, mamy do czynienia z bardzo dużym uzależnieniem od sezonowości. Sezon jest krótki, uzależniony w dużej mierze od pogody. Rok 2022 pokazał ponadto, jakie przełożenie na koszty produkcji nawozów azotowych ma wzrost cen paliw i gazu, który bezpośrednio wpływa na ilość nawozów wykorzystywanych przez tradycyjnych rolników do nawożenia pól. Część z nich ograniczyła nawożenie nawet o 50%. Ponadto wysokie ceny surowców opałowych powstrzymywały rolników szklarniowych przed wcześniejszym uruchomieniem produkcji. Skutek? Drożyzna.

I druga strona: importujemy tańszą żywność z Hiszpanii czy krajów afrykańskich jak Maroko. Z tego kierunku zaopatrują się cały rok sieci handlowe.

Pamiętajmy przy tym, jak pandemia COVID-19 pokazała wpływ kruchości globalnych łańcuchów dostaw na lokalne ceny i dostępność produktów spożywczych, a w szczególności świeżych produktów rolnych. Zamknęliśmy granice, wprowadziliśmy kontrole i kwarantanny. Pojawiły się pierwsze problemy z terminowym dostarczaniem żywności, jej logistyką i utrzymaniem świeżości. Wyciągnijmy z tych doświadczeń lekcję.

Jak polski biznes i przedsiębiorcy sektora spożywczego radzą sobie z tymi wyzwaniami? Czy pozostaje im tylko produkcja bardzo drogiej żywności, skądinąd będącej poza zasięgiem wielu polskich portfeli?

Sama produkcja świeżych produktów spożywczych nie jest aż tak droga jak się wszystkim wydaje. Posłużę się tylko danymi z naszego kraju, gdzie – na marginesie – marnuje się blisko 5 milionów ton żywności rocznie. Wykorzystam tu analogię rynku ziemniaka: polski ziemniak pierwszej jakości jest skupowany od rolnika za 20–30 groszy. W sprzedaży detalicznej musimy zapłacić za niego 10 razy więcej. Wynik? Jesteśmy skazani na sprowadzane produkty drugiej i trzeciej kategorii jakościowej, których na Zachodzie nikt by nie kupił. Czy Polacy zasługują na to, żeby wydawać w ten sposób swoje ciężko zarobione pieniądze?

 

A my w tym czasie sprzedajemy na Zachód nasze najlepsze produkty.

Zgadza się. To, co produkują polscy rolnicy trafia za granicę. A warzywa i owoce, których nie chce zjeść świadomy klient na Zachodzie – przesyłane są do nas. To problem, z którym borykamy się od dawna.

Ale jest małe światło w tunelu. Jesteśmy o tyle zabezpieczeni, że mamy bardzo dużo ziem uprawnych i rolników. To nie są duże przedsiębiorstwa, ale mniejsi rolnicy z różnorodną produkcją, o sporym rozproszeniu. Jednocześnie w aspekcie geograficznym znajdujemy się daleko od wspomnianych wcześniej Hiszpanii, czy Maroka, w związku z czym nie wszystko opłaca się do nas eksportować.

Zachęcam do zapoznania się z przykładem hiszpańskiej prowincji Almeria, która jest największym producentem żywności w Europie. Można ten fenomen dostrzec nawet z kosmosu, w postaci wielkiej białej plamy plastiku na wschodzie Półwyspu Iberyjskiego. Ogrom szklarni, które, według różnych szacunków, produkują od 85 do 95% świeżej żywności dla Europy. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że już 50 km od granic tej produkcji niedobory wody sprawiają, że trzeba ją dowozić beczkowozami. Władze regionu zmagają się z ogromnym problemem związanym z hydrologią. W jednym miejscu mamy tak wielkie zapotrzebowanie na wodę słodką, że ten region w perspektywie 5–10 lat będzie musiał zatrzymać produkcję. To przypomina gospodarkę grabieżczą.

Tu powróćmy do wątku lokalnej produkcji. W przypadku gdyby Hiszpania nie była w stanie dalej wytwarzać tych produktów, w Polsce możemy sobie poradzić z produkcją na nasz lokalny rynek. Współczuję za to Niemcom czy obywatelom państw skandynawskich. Chociaż, znając globalny rynek, te bogatsze kraje też sobie poradzą, oczywiście kosztem państw biedniejszych.

Bioponic Farm, wcześniej jako PlantLab, powstał w 2016 r. Co było nadrzędnym celem, który przyświecał Ci podczas tworzenia tego projektu?

Moim pierwszym celem było wytwarzanie zdrowej żywności, która dla mnie – jako alergika – jest bardzo ważna. Właśnie wątpliwa jakość warzyw i owoców spowodowana skażeniem gleb (przenawożenie, opryski, metale ciężkie itp.) sprawiła, że alergie pokarmowe stały się chorobą cywilizacyjną. Przez to, że opryskujemy rośliny (jednocześnie zapewniając im ochronę przed szkodnikami, chwastami czy bakteriami), ziemia kumuluje składniki niekorzystne dla naszego zdrowia, a kolejne rośliny wchłaniają tę chemię.

Co do samego biznesu, chciałem stworzyć technologię, która pozwoli na powtarzalność i ciągłość produkcji zdrowej żywności. Tak powstała idea zamkniętych przestrzeni – hal, dzięki którym oddajemy rolnictwu powierzchnię gruntów, które są wykorzystywane np. pod uprawę zbóż.

W Bioponic Farm sezon trwa cały rok, tydzień w tydzień. Produkujemy najwyższej jakości sałatę, która trafia do sprzedaży nawet w 3 godziny po zebraniu.

 

Opowiedz nam nieco więcej o systemie produkcji. Co to za technologia?

Jest to technologia akwaponiczna. Jako jedyni w Europie stworzyliśmy wertykalną akwaponikę. Akwaponika to rodzaj uprawy bezglebowej – nie mamy w systemie ani grama ziemi. To właśnie gleba jest tym elementem, który jest najbardziej zawodny, gdyż roślina w okresie wegetacji pobiera z niej składniki, przez co ją wyjaławia. Dodatkowo w glebie kumulują się składniki niekorzystne dla naszego zdrowia. Usunęliśmy zatem najbardziej zawodny element i postawiliśmy na wodę, jako nośnik składników mineralnych, podstawowe pożywienie dla roślin.

Musimy pamiętać, że obok upraw akwaponicznych, istnieją uprawy hydroponiczne, które są nieporównywalnie częściej spotykane. Większość sałat szklarniowych, które jemy w Polsce – to uprawy hydroponiczne, także pływające w wodzie. My poszliśmy o dwa kroki dalej.

Po pierwsze – wykorzystaliśmy ryby jako naturalny silnik do produkcji nawozów, a konkretnie efekty przemiany materii ryb, po procesie nitryfikacji. Efekt? Nie stosujemy żadnych nawozów sztucznych, a dzięki temu, że odizolowaliśmy uprawę od czynników zewnętrznych, nie wykorzystujemy chemicznych środków ochrony roślin.

Druga innowacja wiąże się z faktem, że stworzyliśmy akwaponiczną uprawę wertykalną – wielokrotnie zwiększyliśmy powierzchnię uprawową. Dzięki regałom wysokiego składowania na 1 m2 powierzchni wykorzystujemy aż 11 m2. Nasza woda jest w obiegu przez 365 dni. Przepuszczamy ją przez rośliny, a potem z powrotem wraca do ryb, żeby nasycić się składnikami mineralnymi. I tak od nowa. Cykl zamknięty. Dodatkowo mamy cały system utrzymania mikroklimatu, który skrapla wodę z powietrza, po sterylizacji przekazując ją do głównego obiegu wody. Podam przykład – w normalnych warunkach polowych na wyprodukowanie jednej główki sałaty potrzeba co najmniej 250 litrów wody, podczas gdy u nas wystarczy niecałe pół litra.

Skupujemy gaz techniczny, dwutlenek węgla – traktujemy go jako naturalny booster. Dokarmiamy rośliny. Jesteśmy zeroemisyjni, co sprawia, że nasza technologia to wyjście naprzeciw problemom dzisiejszego świata. Taka instalacja może powstać w każdym miejscu na globie. Nawet w centrach miast i na terenach zurbanizowanych, gdzie obniżenie śladu węglowego ma szczególnie istotne znaczenie.

Bioponic Farm to firma biotechnologiczna. Przy projekcie współpracujecie z naukowcami. Jak długo trwały prace nad wdrożeniem tego projektu?

Prace nad przygotowaniem i doskonaleniem metody trwały 8 lat. Oczywiście cały projekt jest rozwojowy i nadal ewoluuje. Po wielu latach nieudanych prób wprowadzenia naszej technologii na rynek, wraz z naszymi partnerami – Instytutem Ogrodnictwa w Skierniewicach oraz Zakładem Ichtiobiologii i Gospodarki Rybackiej PAN w Gołyszu – dostaliśmy grant. Był on przeznaczony na zbudowanie instalacji pilotażowej. To instalacja laboratoryjna, bo cały czas testujemy, badamy różne odmiany roślin, które chcemy produkować. To niskie rośliny zielone, takie jak sałaty, cykoria, rukola.

W przyszłości w takiej hali jesteśmy w stanie wyprodukować każdy rodzaj żywności, a więc odpowiadamy na wszystkie wyzwania, o których wspominaliśmy na początku rozmowy.

 

Tworzycie tutaj rolnictwo przyszłości?

Tak, to jest rolnictwo przyszłości. To zaskakujące, że żeby produkować zdrową żywność, musimy uciec od natury. Jeżeli chcę mieć do dyspozycji zdrową żywność bez dodatków chemicznych – muszę zamknąć się w hali i odizolować od przyrody.

 

To biznes wymagający technologicznie, ale jednocześnie sprawiający wrażenie dość intratnego.

Bardzo dochodowy, jeżeli znajdzie się swoją niszę. Tak jak wspominałem – sprowadzanie żywności do Polski powoduje, że ceny poza sezonem są bardzo wysokie. Do tego transport z zagranicy powoduje, że rośliny do klienta trafiają po kilku dniach, co odbija się na ich świeżości i jakości. Nasza żywność może trafić do klienta końcowego będącego w odległości do 150 km nawet już po 2-3 godzinach, a w przeciągu 6-10 godzin jesteśmy w stanie dostarczyć produkt do każdego zakątka w kraju. Produkowana przez nas sałata nie przechodzi przez centra logistyczne, a transportujące ją pojazdy nie stoją w kolejkach na przejściach granicznych.

Dzięki takim instalacjom jak nasza, każde duże miasto w Polsce i na świecie możemy uniezależnić od zewnętrznych dostaw. Myślę, że przyszłość to pokaże.

Czy wielkie koncerny spożywcze mogą się obawiać konkurencji z Waszej strony?

Nie jesteśmy dla nich konkurencją. Jak tylko dostrzegą naszą ofertę – sami zgłoszą się po nasz towar. Pamiętajmy, że możliwości naszej instalacji to dzisiaj 6 milionów główek sałaty rocznie. Dla porównania – jeden z potentatów zaopatrujących sieci handlowe w zeszłym roku sprzedał ok. 170 mln różnych sałat. To jest zupełnie inna skala.

 

Bioponic Farm to pionierski pomysł, zarówno w odniesieniu do samej instalacji, jak i przyjętej przez Was formuły biznesowej. Duża część aktywności firmy to działania badawcze. Czy w Twojej codziennej pracy więcej jest podejścia naukowca, czy biznesmena?

Myślę, że lepiej pasuje tu określenie wizjonera. Mam szersze spojrzenie na całość, przedsiębiorstwo, cały proces. Zbudowaliśmy instalację, ale w tzw. międzyczasie modyfikujemy bardzo dużo tworzących ją elementów. Jednocześnie biurokracja nie ułatwia nam życia, gdyż przecieramy ścieżki jako pierwsi, ponieważ nikt nie produkuje roślin w halach.

Tyko jeden deweloper zgodził się na tego typu instalację we własnym obiekcie – i w efekcie teraz ma u siebie coś nowego, niespotykanego. Wykorzystaliśmy bowiem przestrzenie w hali wysokiego składowania w inny sposób, niż tradycyjne składowanie towarów. Dziś okazuje się, że produkujemy świetną sałatę. Mamy wyniki badań potwierdzające, że jest ona najczystsza na świecie. Uważam, że taki efekt jest wart włożonego przez nas wysiłku.

Za nami jest już wiele modyfikacji, ciągle pojawiają się nowe pomysły. Wspierają nas naukowcy, którzy wychodzą naprzeciw naszym problemom, podrzucają recepty na usprawnienie naszego systemu. Wiem, że mamy ogromny potencjał, ale wiem też, że nie mamy gotowej recepty na wszystko, ciągle się uczymy.

 

Czy, podobnie jak dzieje się to w wielu polskich firmach, w tym startupach dotykają Was problemy związane z finansowaniem?

Przed laty mieliśmy istotne trudności z tym związane, ale w końcu otrzymaliśmy dofinansowanie zewnętrzne w postaci grantu. Znaleźliśmy inwestora, który w nas uwierzył. Później przyszła pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie. To spowodowało zachwianie naszymi finansami, ale działamy i trwamy dalej. To jest projekt naszego życia.

Mamy nadzieję, że już niedługo pochwalimy się pełnoskalową produkcją. Nasz produkt jest gotowy, spełnia wszystkie warunki. Niedawno rozpoczęliśmy sprzedaż – wiemy, że klienci są zachwyceni naszą sałatą. Jej jakość, kruchość, smak, powtarzalność walorów, to jest to, co ich przekonuje. Nawet nie sama technologia, ale to właśnie sałata do nich przemawia (śmiech). Wystarczy jej spróbować.

 

Kolejna hala w przyszłości?

Takie mamy plany.

 

Trzymam kciuki za realizację planów. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Artykuł pochodzi z magazynu:
FOCUS ON Business #11 July-August (4/2023)

FOCUS ON Business #11 July-August (4/2023) Zobacz numer